Morele w koniaku czy flaki z olejem?
Lubię powieści, w które w sprytny sposób wplątano wątek
kulinarny. Często jest to miejsce akcji, np. kuchnia restauracji lub zawód
któregoś z bohaterów. Dzięki temu książka pachnie nie tylko tuszem i papierem,
ale też przedstawionymi w niej potrawami. Sprawa się komplikuje, kiedy oprócz
wymieniania sposobu wykonania kolejnych potraw, autor nie ma nic więcej do zaoferowania.
Do przeczytania „Białych trufli” skusił mnie tytuł i
obiecująca notka na okładce, oraz to, że głównym bohaterem jest Auguste
Escoffier – francuski szef kuchni, żyjący na przełomie XIX i XX w.
Escoffier był niskim mężczyzną (wzrost korygował butami na
koturnie), ale kto by się tym przejmował, skoro potrafił przyrządzić jajka na
ponad sześćset sposobów?! Trudno się oprzeć mężczyźnie, który raczy kobietę
potrawami-afrodyzjakami. W związku z tym zaskoczyło mnie, że swoją żonę
poślubił w wyniku zakładu, a nie z miłości. Miłość oczywiście przyszła wraz z
pierwszym spotkaniem w kuchni, ale było to uczucie, które napotkało wiele
przeszkód.
„Białe trufle” opowiadają historię małżeństwa Escoffiera z
Delphine. Małżeństwa, które istniało, a tak naprawdę wcale go nie było… Dla
szefa kuchni miłością największą pozostało gotowanie. Z powodu pracy w hotelu
Savoy mieszkał z dala od żony, odwiedzając ją i dzieci jedynie od święta.
Escoffier przygotowywał jedzenie dla aktorów, polityków, wielkich sław. Dzisiaj
można by powiedzieć, że kręcił się w celebryckim światku. Nic dziwnego, że
przedstawicielki tego świata były także jego kochankami. N. M. Kelby opisuje
fascynację Escoffiera aktorką Sarah Bernhardt, z którą miał romans. Oprócz tego
przeczytamy o potrawach, które były nazywane przez Escoffiera imionami osób,
dla których były gotowane. Jest ich dużo i są bardzo rozbudowane, często
wymieniane są wszystkie składniki, sposób przyrządzenia, rodzaj garnków, w
których mają być przygotowywane itd. Nieraz miałam wrażenie, że czytam przepis
z książki kucharskiej, a nie powieść. Opisów umiejętności kulinarnych jest aż
nadto, natomiast cierpi przez to fabuła. Autorka skupiła się na kulinariach, a sama
fabuła w ogóle mnie nie wciągnęła, może przez narrację, która według mnie nie
jest zajmująca. Urozmaiceniem są fragmenty „pamiętnika pisanego potrawami”,
gdzie narratorem staje się sam Escoffier, ale są one mdłe, w przeciwieństwie do
potraw mistrza kuchni francuskiej.
Uważam, że życie Escoffiera było fascynujące, ale sposób, w
jaki podała je N. M. Kelby, nie oddaje tego w pełni. Książka nie jest
biografią, a jedynie powieścią opartą na faktach, nie wiem ile w niej
prawdziwych zdarzeń, a ile zmyślonych przez pisarkę. W każdym razie, zapowiadane
„namiętności skąpane w smakach i zapachach” nie poruszyły mnie. Nie nazwałabym
tej książki wykwintną wśród innych powieści. Ani nawet wisienką na torcie.
Pozostańmy więc przy „Białych truflach”.
Z całej książki zapadł mi w pamięć tylko jeden cytat: „Ciesz
się z zawodów miłosnych, póki możesz. Wkrótce pojawi się jakaś kobieta i
zestarzejesz się jako mąż, ze zbyt dużą ilością dzieci i zbyt małą ilością
snu”. Muszę też wypróbować przepis na aligot – ziemniaków w tak wykwintnej
postaci jeszcze nie widzieliście!
Recenzja opublikowana na DlaLejdis.pl
51 year old Senior Developer Hermina Marlor, hailing from Laurentiens enjoys watching movies like It's a Wonderful Life and Amateur radio. Took a trip to Major Town Houses of the Architect Victor Horta (Brussels) and drives a Sportage. tutaj
OdpowiedzUsuń