wtorek, 15 lipca 2014

Książka: Agnieszka Osiecka "Na początku był negatyw"

Agnieszka Osiecka – mistrzyni słowa, poetka, autorka piosenek i… fotografka.

Podczas oczekiwania na drugi tom „Dzienników” Agnieszki Osieckiej, Prószyński Media proponuje książkę, która umili ten czas, podsyci jeszcze bardziej ciekawość i nie pozwoli zapomnieć o tej wspaniałej kobiecie.

„Na początku był negatyw” to książka na jedno popołudnie, ale jakże dobre popołudnie! Z utworami Osieckiej w tle (polecam płytę Katarzyny Nosowskiej „Osiecka”) oraz jej tekstami i fotografiami w książce.

Osiecka pisze o swojej fascynacji fotografią. Wypowiada słowa, które po raz kolejny przekonują mnie, jaki miała dystans do siebie: „Prawdę mówiąc, ludzie w ogóle fotografują za dużo. W albumach i w szufladach poniewierają się stosy kolorowych obecnie zdjęć, które przedstawiają szwagrów, wczasowiczki, piosenkarki, pszczoły, grzyby, premiery i Bóg wie, co jeszcze”, a potem… sama pokazuje czytelnikowi serię fotografii przedstawiających owe „Bóg wie, co jeszcze”.

Marek Hłasko, Zbigniew Cybulski, Magda Umer, Daniel Olbrychski… W tej książce nie są aktorami, piosenkarzami, poetami, jakich znamy. Są przyjaciółmi Osieckiej, których fotografowała. Agata Passent nie jest tu dziennikarką, autorką felietonów, a bohaterką zdjęć, jakie robią mamusie swoim córeczkom: Agata-niemowlę, kilkuletni szkrab, dorastająca dziewczynka, studentka.  Wreszcie Agnieszka Osiecka – na wakacjach w Turcji, w Nowym Jorku, w Paryżu, Warszawie czy Gdyni.



Każde zdjęcie zamieszczone w książce jest podpisane: kto, co, kiedy; często są to bardzo zabawne anegdoty. Nawet poprzez te krótkie tekściki geniusz pisarski Osieckiej jest widoczny jak na dłoni.  Przeglądając kolejne strony, przypomniałam sobie, że moja mama również opisywała zdjęcia – na ich odwrocie bądź na wolnym skrawku w albumie. Najczęściej bardzo lakonicznie, np. „Lato 1976”, ale często były to historyjki jakby zostawione dla potomnych, mówiące „poznaj mnie, taka byłam!”. Odnoszę wrażenie, że podobna chęć kierowała Osiecką, kiedy przygotowywała tę książkę. Nie chodziło o pochwalenie się talentem do fotografowania, a raczej o przekazanie emocji, ukazania codzienności, bliskości.  To jakby rodzinny album Osieckiej.


Staram się systematycznie wywoływać zdjęcia. Podpisuję je, utrwalając wspomnienia, czasem nie starcza miejsca na moje bazgroły ;) Podejrzewam, że większość osób przechowuje na komputerze tysiące zdjęć. Polecam wywołać choćby część z nich. Papier jest niezwykle cierpliwy, jak mawia jeden z moich wykładowców. Polecam "Na początku był negatyw" sto razy bardziej niż przeglądanie na Facebooku fot oznaczonych #selfie.

Wydawnictwo Prószyński Media (we współpracy z Fundacją Okularnicy im. Agnieszki Osieckiej)
Warszawa 2014

Recenzja opublikowana na DlaLejdis.pl

Biorę udział w WYZWANIU

środa, 2 lipca 2014

Książka: Nigel Slater "Tost. Historia chłopięcego głodu"

źródło: Filmweb.pl
Lubię takie „smaczne” książki. Przyznaję bez bicia, że sięgnęłam po „Tost”, bo ujrzałam na okładce zdjęcie z ekranizacji: piękną Helenę Bonham Carter, i mniej pięknego, ale jakże zdolnego, Freddiego Highmore’a. 

W małym Freddiem zauroczyłam się, kiedy zobaczyłam 
go na kinowym ekranie w filmie „Marzyciel” u boku Johnny’ego Deppa. Od tamtej pory wszystkie filmy z jego udziałem, które widziałam, podobały mi się. Nawiasem mówiąc, chłopak już wcale nie jest taki mały, ma obecnie 22 lata.

Autorem jest Nigel Slater. Nie wiedziałam, że został on „okrzyknięty przez brytyjskie media skarbem narodowym”. Jeśli mam łączyć gotowanie z imieniem Nigel, to prędzej przyjdzie mi do głowy Nigella Lawson niż Nigel Slater. A tu proszę, nie przyszedł mi do głowy, ale przyszedł mi do książki!

„Tost. Historia chłopięcego głodu” to przesączona pysznym żarełkiem biografia dorastającego chłopca zakochanego w jedzeniu. Tytuł jest nieco mylący, bo Nigel raczej głodny nie chodził.

Książka składa się z krótkich rozdziałów, które nazwane są wyrafinowanie („Biszkopt królowej Wiktorii”), przyjemnie, jak np. „Truskawki ze śmietaną” (jakże aktualne, omnomnom, smacznego!:), a nieraz wręcz obrzydliwie, jak choćby „Kożuch z mleka” (fuuuu, przekleństwo dzieciństwa!). Zatrzymam się na chwilę przy kożuchu. Cytat z tego krótkiego rozdzialiku, który może was zachęcić do przeczytania książki:

 „Kożuch. Już samo słowo sprawia, że przechodzą mnie ciarki. Kożuch wygląda jak skóra po oparzeniu słonecznym albo po skaleczeniu (…). Nazwa brzmi tak, że automatycznie kojarzy mi się z czymś włochatym, gryzącym i śmierdzącym naftaliną. Więc z jakiej racji coś takiego pływa w moim kakao? Albo lubisz tę cienką pomarszczoną warstwę, która formuje się na gorącym mleku, albo jej nienawidzisz. Na ten temat nie można nie mieć zdania. To musi być albo miłość, albo kompletna odraza”

Piąteczka, Nigel! U mnie kożuch to zdecydowanie kompletna odraza. A jak jest u Was? Bardzo mnie ciekawi, czy ktokolwiek jest w stanie powiedzieć, że „to musi być miłość”! :D

Chyba tylko osoba zajmująca się zawodowo gotowaniem potrafi opisywać kożuch mleczny przez ¾ strony. Slater jest narratorem bardzo wyluzowanym, zaczyna zdania od „więc”, pisze o jedzeniu i opisuje koleje swego losu ot tak, jakby siedział przy piwku z kumplem i włączył mu się słowotok po kilku kuflach (a brytyjskie piwko jak najbardziej, smaczne i sprzyjające gadaniu). Mógłby jedynie darować sobie opisywanie kilku obrzydliwych scenek z życia dorastającego chłopca.  Mogą zrazić.

Jedna sprawa jest dla mnie kompletnie nie do zaakceptowania. Pierwszy raz widzę książkę, która posiada NIEWIDZIALNY SPIS TREŚCI. Czyli po prostu go nie ma. Nie wiem czyja to sprawka, niedopatrzenie bądź świadoma decyzja, ale przepraszam bardzo, jak mam teraz znaleźć rozdział o grillowanym grejpfrucie wśród prawie 300 stron?

Książka nie wywołała we mnie większych emocji, nie jest zła, ale mam nadzieję, że film bardziej przypadnie mi do gustu, bardzo chcę go wreszcie obejrzeć. Jeśli ktoś z was oglądał, proszę o podzielenie się opinią.

Z serii takich książek - smacznych kąsków, polecam „Herbaciarnię Madeline” Darien Gee, „Jak znaleźć przepis na szczęście” Barbary O’Neal, i nade wszystko „Gotuj z Julią. Niezbędne przepisy i porady mistrzyni kuchni” Julii Child!


Nigel Slater robi tosty:

A tu trailer ekranizacji:


Helena Bonham Carter! Freddie Highmore! 

Wydawnictwo Carta Blanca, 2011