Idąc na koncert Damiana Ukeje, nie przygotowałam się
należycie – nie sprawdziłam, kto będzie grał support. I wiecie… Wcale nie
żałuję, bo zaskoczenie (pozytywne!) po wejściu do klubu trwało przez dobrych
kilka chwil. The Colonists to
zespół, na który warto zwrócić uwagę. Rasowe, rockowe granie, rasowy, rockowy
wygląd. Każdy z muzyków miał w sobie coś charakterystycznego – czy to cylinder
perkusisty, czy pofarbowane na siwo lub długie włosy, czy rozpięta koszula. Cecha
wspólna: pasja grania i charyzma. Teksty po polsku i po angielsku, muzycznie
słychać było wpływy np. jazzu, ale daję słowo, że w jednym z utworów słyszałam
przygrywkę w stylu Lady Pank! Myślę, że The Colonists zobaczymy we Wrocławiu
jeszcze nie raz, bo chłopaki są stąd. Teraz, kiedy odsłuchuję studyjne wersje
ich utworów, już nie robią na mnie takiego wrażenia jak na koncercie, dlatego
czekam na kolejny występ na żywo. Zaczęłam się zastanawiać, czy czasem support
nie będzie lepszy od gwiazdy wieczoru! Prawdopodobnie Damian Ukeje również był
zadowolony z The Colonists, przez chwilę przyglądał się zespołowi zza sceny,
uśmiechając się.
Damian Ukeje już
na spotkaniu z fanami w Empiku pokazał, że jest facetem bardzo wyluzowanym i
sympatycznym. Dlatego, kiedy zobaczył, że publiczność w klubie zamiast podejść
pod scenę, siedzi przy stolikach, bez zażenowania przywołał ją pod scenę,
sugerując, że jesteśmy przecież na koncercie rockowym! Długo nie daliśmy się
prosić – klub Puzzle jest przystosowany do organizowania koncertów, pod sceną
jest mnóstwo miejsca dla fanów. Ludzi było całkiem sporo, choć przez cały czas
się zastanawiałam, jaka jest frekwencja na koncertach Damiana. Wszak to w końcu
zwycięzca „The Voice of Poland”, więc sporo osób go kojarzy choćby z występów w
telewizji. Szczerze mówiąc mam gdzieś, czy wygrał talent show, czy nie wygrał.
Nie mam żadnych uprzedzeń do tego typu programów, chociaż denerwują mnie
uczestnicy, którzy w programie mówią, że mają zespół metalowy, a po pół roku
ich marne, popowe hiciory lecą na Vivie. Damianowi Ukeje na pewno po
zwycięstwie łatwiej było wkroczyć na rynek muzyczny, choć z drugiej strony
słuchacze rocka chyba niechętnie podchodzą do uczestników talent show, bo
„komercha” itd. Wobec tego Damian ma podwójnie trudne zadanie, jakim jest
udowodnienie, że pozostaje sobą.
Na koncercie była moc i emocje. Nie znałam wcześniej
wszystkich utworów z jego nowej płyty, ale po wyjściu z klubu od razu
postanowiłam nabyć ten album, bo nie było numeru, który by mi się nie podobał!
Damian śpiewał też kawałki swojego poprzedniego zespołu – Fat Belly Family.
Najlepszym odbiorem cieszył się utwór „Bezkrólewie”, znany z radia. Damian
zaśpiewał go dwa razy (na początku i na bis), publika znała refren, więc była
to fajna rama otwierająca i zamykająca koncert. Wokalista mówił o zmianach w
zespole, że nowy perkusista i gitarzysta mieli bardzo mało czasu na nauczenie
się utworów, przez co było kilka pomyłek, ale Damian komentował to z uśmiechem,
jakżeby inaczej ;). Ogólnie, patrząc na zespół, odniosłam wrażenie, że każdy
muzyk jest z innej bajki: Damian sam w sobie charakterystyczny, gitarzysta –
typowy rockman, nieco nieśmiały basista z gitarą w kolorze pistacji, perkusista
wyglądał jakby wyszedł właśnie z planu filmowego „Step Up”, i właściwie nie
rzucający się w oczy klawiszowiec. Interesująca mieszanka, ale widać, że muzycy
zdążyli już się zgrać, i grają bardzo, bardzo dobrze. Było miejsce na
zdzieranie gardła, ale też na chwilę zadumy, np. przy spokojniejszym utworze
„To nie ten świat”. Podobało mi się zaangażowanie, z jakim śpiewał Ukedż –
przymknięte oczy i skupienie, a po wybrzmieniu ostatnich dźwięków –
natychmiastowy szeroki uśmiech, jakby powracał na ziemię z jakichś zaświatów.
Magia. Słyszałam niektóre z utworów po raz pierwszy, i to wystarcza. Jestem
całkowicie kupiona.
Po koncercie Damian Ukeje poświęcił sporo czasu fanom,
rozmawiając z nimi i pozując do zdjęć. Muzyka na żywo i kilka zdań zamienionych
z wokalistą, i już wiem, że jest sobą, genialnym muzykiem rockowym, a przy
okazji bardzo pozytywnym człowiekiem! :)