Wczoraj ponownie zakochałam się… w zakochiwaniu się w
muzyce.
Poszłam na koncert. Niby wiedziałam, kim jest wykonawca.
Wiedziałam, że jest basistą Mellow Mood, włoskiego zespołu reggae. Ale Mellow
Mood do tej pory stanowili dla mnie bliźniacy Garzia, nie zwracałam większej uwagi
na resztę zespołu. To znaczy, wiadomo, że gdyby nie pełny skład, Mellow Mood
nie byliby tym, kim są. Chodzi mi raczej o to, że nie interesowałam się solową
działalnością któregoś z członków zespołu. Na szczęście wczoraj się to zmieniło.
Han i bliźniacy Garzia z Mellow Mood, Reggaeland 2013, fot. Ewa Derehajło-Stasiak |
Jeśli ktoś jeszcze nie wie, chłopaki z Mellow Mood
koncertują właśnie w Polsce! Mają tu oddanych fanów, byli już na One Love Sound Fest 2012, gdzie zostali bardzo pozytywnie przyjęci, zagrali też na Reggaeland 2013, i teraz wracają na 3 koncerty: 11 kwietnia – Kraków, 12 kwietnia –
Wrocław (:)!!!),
13 kwietnia – Warszawa. Znam takich, którzy wybierają się na wszystkie 3
koncerty. Gdyby nie praca, może też bym się skusiła na wyjazd do Krakowa. Ale
Wrocław wystarczy. Będzie pięknie!
Wracając do wczorajszego koncertu… Był to występ z serii „znam
tylko jedną piosenkę tego artysty, ale idę na koncert”. Siara? Nie, siara by
była, gdyby druga część zdania brzmiała „ale i tak jestem fanką”.
Giulio Frausin, fot. Ula Orzełowska |
Solowy projekt basisty Mellow Mood, Giulio Frausina, nazywa się
The Sleeping Tree, i z reggae ma tylko tyle, że w tekstach utworów przewija się
Jah. Muzycznie to raczej gitarowe ballady, podczas których zamykasz oczy i
odpływasz, tak ci dobrze. Właściwie niczego się nie spodziewałam po tym
koncercie, poszłam tam raczej z zamiarem spotkania się ze znajomymi – fanami Mellow
Mood, byłam też podekscytowana, że poznam osobiście Giulio, który jest
przesympatycznym, kochanym człowiekiem. Co z tego, że gitara co chwilę mu się
rozstrajała? Swoim głosem po prostu czarował. Zarówno śpiewając utwór „Going
nowhere” Elliota Smitha, jak i własne kompozycje.
Gdyby go do kogoś porównać… Jego muzyka skojarzyła mi się z tym utworem:
A gdy zamykałam oczy, słyszałam – naprawdę! – Anthony’ego
Kiedisa z RHCP z gitarą akustyczną w ręku, czasem też Chrisa Martina z
Coldplay. Przypominał mi kogoś jeszcze... Ale po co takie porównania, usłyszcie sami – nie Anthony’ego, nie
Chrisa, ale Giulio Frausina, we własnej osobie:
Rozpłynęłam się przy tej muzyce. Do tego stopnia, że kupiłam
płytę. Bo The Sleeping Tree ma na koncie już dwa albumy. Mam jeden z nich. Z
autografem. Ogarnęły mnie same ciepłe myśli o Giulio i jego muzyce, włączam
album „Painless” ponownie. Szczerze polecam! Lubię się tak pozytywnie
zaskakiwać – przyjść na koncert i wyjść z niego bogatszą o piękną, nową muzykę,
o wspaniałego artystę. Przypomniał mi się koncert Marka Lanegana z Mad Season,
kilka lat temu we Wrocławiu. Supportował go pochodzący z Belgii Lyenn, którego nie znałam,
a zdobył moje muzyczne zakochanie tak szybko, jak wczoraj Giulio.
Szaleńczo polecam również sprawdzenie muzyki Mellow Mood:
Pozdrawiam :)
The Sleeping Tree brzmi naprawdę zachęcająco. Bardzo udany, moim zdaniem, teledysk do "Heart as a Ghost". Mam tylko wątpliwości czy porównanie do Kiedisa trafione, ale to już chyba bardzo indywidualna sprawa w odbiorze całości.
OdpowiedzUsuń"Heart as a Ghost" rzeczywiście nie nasuwa żadnych skojarzeń z Kiedisem, ale w niektórych utworach brzmi podobnie (chodzi tylko i wyłącznie o barwę głosu). Chociaż, umówmy się, nie wyobrażam sobie Tony'ego śpiewającego takie piosenki. Zanudziłby się na śmierć :P
Usuń