www.facebook.com/ReggaelandPlockFestival |
Jeśli w przyszłym roku najdzie mnie ochota na Reggaeland
2014 (a na pewno mnie najdzie;)), to pierwszą rzeczą, jaką spakuję na wyjazd do
Płocka, będzie parasol. Drugą – kalosze. Trzecią – dwie kurtki
przeciwdeszczowe. Z takim ekwipunkiem nawet największy deszcz nie będzie mi
straszny. Bo szczerze przyznam, że takiej ulewy na tegorocznym Reggaelandzie
się nie spodziewałam. A przynajmniej nie aż takiej! Kto był, ten doskonale wie,
o czym mówię. Jednak żaden żywioł nie sprawi, że będę źle wspominać Reggaeland 2013.
Niebo płacze, Hania ze szczęścia skacze!
Pokonując trasę Wrocław-Płock, ciągle miałam nadzieję, że
ulewa za szybą zniknie, kiedy tylko ujrzę kierunkowskaz na Płock. Tak się nie
stało, i niestety kilka pierwszych koncertów spędziłam pod parasolami piwnymi z
dala od sceny. W tym czasie na głównej scenie zagrali Podwórkowi Chuligani,
Jahcoustix i The Selecter. Powoli do mnie docierało, że strój kąpielowy i
opalanie nad Wisłą mogę zastąpić ciepłą bluzą i pełnym nienawiści spoglądaniem
w niebo. Chociaż… Zaraz zaraz, ja tu przyjechałam psioczyć na pogodę czy bawić
się na koncertach? Zdecydowanie to drugie.
Max Romeo. Przecież nie chodzi o jakość c'nie? |
Koncertu Maxa Romeo nie mogłam spędzić skulona pod
parasolem. Bieg pod scenę w strugach deszczu okazał się świetnym pomysłem. Wśród
tłumu ludzi deszcz aż tak nie przeszkadzał i było dużo cieplej. Max Romeo, cały
w bieli, zaśpiewał swoje największe hity, w tym oczywiście „Chase the Devil”. W
kolejności wyśpiewanych utworów nic się nie zmieniło od listopada, czyli od
jego występu na wrocławskim One Love. Dla tych, którzy widzieli poprzedni
występ, było to swego rodzaju „przeżyj to jeszcze raz”, a dla wszystkich –
dawka korzennego reggae. Prawdziwie mnie wzrusza ten drobny człowiek z dreadami
do pasa i wiecznie zatroskaną miną, jakby się obawiał, że za chwilę fani
rozejdą się lub rozpuszczą od deszczu. Wspólnie zaśpiewana „Redemption song” –
magia.
Wprawdzie Max Romeo ma w swoim repertuarze utwór „Jamaican
Ska”, to jednak prawdziwymi przedstawicielami ska tego wieczoru był zespół
Karamelo Santo z Argentyny. Fani ska, punk, reggae i hip-hopu na pewno byli
zadowoleni z tego energetycznego koncertu, i rozruszali się po nieco
spokojniejszym występie Maxa Romeo. Zakończeniem pierwszego dnia występów na
scenie głównej był koncert Jafia Namuel. Widziałam ich występ również na One
Love, więc poszłam sprawdzić co się dzieje na drugiej scenie – soundsystemowej.
Wybór okazał się świetny, ponieważ chłopacy z Dancehall Masak-Rah właśnie
rozkręcili niemałą imprezę. Mimo chłodu sporo ludzi tańczyło na boso i raczyło
się zimnym piwem. Z głośników słychać było utwory między innymi Tarrusa Rileya
i Mr. Vegasa, a białe chustki co chwilę wirowały w górze. W moim odczuciu
Dancehall Masak-Rah zrobili lepszą bibę niż Kingstone Sound i Richie Stephens.
Drugi dzień festiwalu pozytywnie zaskoczył. Przestało padać
(przelotny deszcz to już nie deszcz przecież), w związku z czym zrobiło się
tłoczniej i ludzie nie byli już poupychani pod parasolami i namiotami. Można
było posiedzieć chwilę na plaży lub skarpie. Dopiero wtedy uważniej przyjrzałam
się okolicy. Płock jest piękny! Idea zorganizowania festiwalu zaraz przy rzece,
na plaży, jest fantastyczna, dlatego wciąż nie mogłam odżałować, że pogoda pierwszego
dnia nie dopisała. Humor mogła poprawić kawa z mobilnej kawiarni, jamajski
burger czy zapiekanka i frytki. Dla lepiej zaopatrzonych finansowo przygotowano
stoiska z koszulkami, płytami, biżuterią, torbami i czym tam jeszcze.
Scena z lotu ptaka. A raczej ze skarpy |
Nadciągają złe chmury! |
Prawie-pływające namioty |
Wśród
festiwalowiczów kręcili się fotoreporterzy, więc nawet ci, którzy nie mieli
aparatów, mogą liczyć na pamiątkę z Reggaelandu. Było sporo namiotów piwnych, a
także takich, pod którymi można było usiąść na pufie lub leżaku i odpocząć. Toi
toi’ów nie zabrakło. Nie wiem jak wyglądała sprawa z polem namiotowym, ale
pomijając to, według mnie organizacyjnie wszystko grało. Już wiele dni
wcześniej na reggaelandowym forum organizatorzy starali się odpowiadać na
wszelkie pytania i wątpliwości, pomagali w poszukiwaniach noclegu. Ponadto
festiwalowicze mieli darmowy wstęp do płockiego Zoo oraz muzeów. Widząc takie
zaangażowanie, aż chce się wracać do Płocka. Ukłony w stronę Urzędu Miasta
Płocka i Płockiego Ośrodku Kultury i Sztuki.
Ciężko mi się rozstać z opaską! |
Nie ma dePRESSji! |
Wracając do muzyki: drugi dzień Reggaelandu według mnie
należał do Mellow Mood i Shaggy’ego. Chociaż koncert Transmisji, z której –
chyba można tak powiedzieć - wywodzą się takie zespoły jak np. Vavamuffin, był
nie lada gratką. Mesajah z kolei prezentował w większości utwory z wydanej w
zeszłym roku płyty, a na scenie towarzyszyły mu dziewczyny z I Grades. Jak
zawsze pięknie wyglądające i uśmiechnięte ubarwiały swoimi chórkami
zachrypnięty wokal Mesajah. Następni w kolejności byli St. Petersburg Ska-jazz
Review. Nie przepadam za damskimi wokalami w tego rodzaju muzyce, zatem zamiast
skakać pod sceną, poszłam na spacer na molo. Tam też bardzo dobrze było słychać
koncert, a zespół grał dość długo. Być może przedłużającymi się bisami chcieli
zrekompensować zeszłoroczną edycję Reggaelandu, kiedy to St. Petersburg
Ska-jazz Reviev nie zagrali z powodu złych warunków pogodowych. No cóż, gdyby
ich koncert zaplanowany został na dzień poprzedni, pewnie znów nie doszedłby do
skutku, a tego już fani pewnie by nie znieśli ;)
Stylówa Płock 2013 |
Ciąg dalszy stylówy |
Gdzie jest upał? |
Halooo taxi |
Towarzysz Festiwalowicz - Monia! |
Po 19 nadszedł czas na Mellow Mood – jeden z głównych
powodów, dla których zjawiłam się w Płocku. Ich koncerty to wielki ładunek tak
pozytywnej energii, że nawet zła pogoda nie jest w stanie zniszczyć dobrej
zabawy pod sceną. Bracia bliźniacy o włoskiej urodzie (i takim też
obywatelstwie) biegali po scenie, machali rękami, skakali, a przy tym jeszcze
dobrze śpiewali. Wśród publiczności znalazły się osoby, które znały teksty
piosenek, co mnie bardzo ucieszyło – nie byłam jedyną zdzierającą gardło.
Myślę, że Mellow Mood wspiął się już na czołówkę europejskiego reggae i długo z
niej nie spadnie. Przemawia za tym zarówno ich muzyka, jak i to, co się dzieje
po koncercie. Muzycy poświęcili dużo czasu na rozmowy i zdjęcia z fanami,
rozdawanie autografów. A dzień później w sieci napisali, że bardzo, bardzo
kochają Polaków. Z wzajemnością!
Najważniejsi bliźniacy w moim życiu - Mellow Mood. Fot. Ewa Derehajło-Stasiak |
Fenomenu grupy Jamal nie rozumiem. Nie przemawia do mnie
człowiek, który na szyi ma wytatuowaną nazwę swojego zespołu i który przeklina
na scenie. Nie można jednak odmówić muzykom charyzmy i umiejętności stworzenia
fantastycznego show. Zaczęli grać po 21, ściemniło się, w związku z czym
oświetlenie sceniczne dawało spektakularny efekt. Jamal zgromadził chyba
największą publiczność z wszystkich dotychczasowych występów. Płocka plaża się
zapełniła i rozbrzmiewała dźwiękami „Defto”, „Policeman” i innych utworów
Jamala. Wszyscy się świetnie bawili, na czele z facetem przebranym za Świętego
Mikołaja. Lato wszędzie!
Zespół Jamal przedłużył swój występ niemiłosiernie. Być może
dlatego, iż dostali cynk o spóźniającym się Shaggym. Planowo już dawno Shaggy
powinien zjawić się na scenie, a minęło sporo czasu, zanim autokar wiozący
gwiazdę podjechał pod scenę (a właściwie prawie na nią wjechał). Obawiałam się
trochę tego koncertu. Shaggy, megagwiazda, wykonawca wielu przebojów,
spóźniający się już prawie godzinę. Czy warto czekać? Czy liczyć na świetny
koncert, czy raczej na pokaz arcygwiazdorzenia? Na szczęście kiedy tylko Shaggy
w czerwonych spodniach pojawił się na scenie, poczułam przypływ energii i
radości. Shaggy oczywiście jest gwiazdorem, ale jakość jego show również jest…
gwiazdorska! Od początku skakał i biegał po scenie niczym szaleniec, a ruchy
jego bioder powodowały piski i zawstydzenie młodszych festiwalowiczek. Ktoś
może powiedzieć, że piosenkarz chwilę pomachał tyłkiem, powyginał się,
odśpiewał hiciory i tyle z tego było. Ja sądzę, że nie. Shaggy złapał znakomity
kontakt z publicznością. Tańczyliśmy, śpiewaliśmy, piszczeliśmy, a w pewnym
momencie pomnik lwa unoszony przez publikę powędrował w stronę sceny. „Angel”,
„Boombastic”, „Fired up”, „Hey Sexy Lady” – to tylko niewielka liczba
wszystkich zaśpiewanych hitów. Na scenie obecny był też Rayvon, z którym Shaggy
od wielu lat współpracuje. Cały koncert był bombą energetyczną, ale końcówka to
już zupełne apogeum – utwory z płyty „Summer in Kingston” spowodowały
niesamowite zakwasy w nogach na drugi dzień. Jak się okazało, Shaggy i Rayvon
wcale nie zmęczyli się koncertem na głównej scenie. Kilka minut po zniknięciu
za kulisami Shaggy wskoczył na scenę soundsystemową! Nie sądzę, aby miał
zapisany w kontrakcie dodatkowy występ, więc chyba nikogo nie trzeba
przekonywać, że polska publiczność spodobała mu się. Tak samo jak w przypadku
Mellow Mood – z wzajemnością! Mimo że zamiast „Płock” wymawiał „Płak” – niech
będzie mu wybaczone ;).
Mimo późnej godziny na przedostatnim koncercie festiwalu
nadal bawiło się mnóstwo ludzi. Ras Luta rozbujał publiczność swoim „Nie mam
hajsu” i nowym „Jak daleko”, Dr. Ring Ding nakręcał imprezę w namiocie
soundsystemowym, gruziński Reggaeon nie pozwalał spać wytrwałym. A ci
najbardziej wytrwali bawili się w rytmie reggae jeszcze trzeciego dnia.
W relacji nie wymieniłam wszystkich artystów występujących
na Reggaelandzie, nie sposób być w kilku miejscach jednocześnie.
I tylko ja wiem, jak kawałek zalaminowanego papieru może przybrać na wartości! Autograf jednego z braci Garzia z Mellow Mood :) |
Płock! Szykuję kalosze i przybywam za rok!
Relacja napisana dla Independent.pl
świetna relacja!
OdpowiedzUsuńwydaje mi się, że nawet widziałam Cię kilka razy :D (śliczna jesteś!)
ja opaski jeszcze długo się nie pozbędę ;)zeszłoroczna towarzyszyła mi do końca wakacji :)
Pozdrawiam, Magda
O, to ja pewnie Ciebie też widziałam :D Dziękuję, też jesteś śliczna!:)
UsuńEh, opaska zostałaby ze mną długo, ale niestety nie pasuje do mojej kreacji na wesele, na które idę pojutrze. Muszę przeboleć! :(
A co robiłaś pod sklepem "Morela"? :)
OdpowiedzUsuńMiałam tam niedaleko nocleg, na Wiśniowej :)
UsuńRelację czytało się z zaciekawieniem :) Ciesze się, że Płock ci się spodobał. Mieszkam w tym mieście od urodzenia.
OdpowiedzUsuńMiło mi :) Pozdrawiam!
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńJa nie w temacie, przepraszam.
Wiesz może czy można brać ze sobą aparaty fot., i komórki na koncert Deep Purple? Dziwne, przed ostatnimi koncertami w PL (różnych zespołów) były wydawane coś w rodzaju "oświadczenia" które wejścia (numery) dla poszczególnych oç np. vip, płyta, itp. I w tym było też co można, a czego nie można np. bra
Brać*
UsuńMarta
Hej,
Usuńa na bilecie nie jest napisane czy można robić zdjęcia? Zwykle na tylnej stronie są jakieś informacje. Myślę, że można brać, teraz ciężko gdziekolwiek ruszyć się bez telefonu więc zakaz wnoszenia komórek byłby trochę dziwny :) Idziesz ze znajomymi na koncert? Jakbyś nie miała towarzystwa to idę sama ;)
W sumie nie wiem na jaki mam bilet :O Jutro sie dowiem os chlopaków:) Poza tym Ty jesteś vip! :D Nie mialaś z kim isć? ... Ja idę z kuzynką i jej mężem. O której będziesz na miejscu? Przeraża mnie to wszystko teraz. :P Ja po 17, niestety. Praca. :P
OdpowiedzUsuńMarta
Świetny blog! :) Oż kurczę. Musisz być uroczą osobą! Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńDzięki! Poprawiłaś mi humor baaardzo, bardzo! :)
UsuńDzięki za towarzystwo 30.07;) Potem doszlaś gdzieś bardziej na przody?:) No i myślałam, że poczytam relację z tego dnia...:):)
OdpowiedzUsuńMarta
http://musicishistory.blogspot.com/ obczajcie sobie to :D
OdpowiedzUsuń