wtorek, 30 października 2012

„Krok do szczęścia”, Anna Ficner-Ogonowska, Znak, 2012.



Zastanawiam się, gdzie ja byłam (lub raczej: co czytałam), kiedy jakiś czas temu na portalach i blogach pojawiały się coraz to lepsze recenzje książki „Alibi na szczęście”, która była debiutem literackim Anny Ficner-Ogonowskiej. Biję się w pierś i karzę w duchu, że przegapiłam tę powieść. Dlaczego? A dlatego, że właśnie skończyłam czytać drugą część rozpoczętej w debiucie historii – „Krok do szczęścia”.

Zgodnie z radą na ostatniej stronie okładki, zaparzyłam dobrą herbatę i sięgnęłam po lekturę. Herbata szybko się skończyła, a opowieść tak mnie wciągnęła, że nie miałam ochoty wstawać i iść do kuchni po kolejny aromatyczny napar. Od pierwszych stron wsiąknęłam w opowieść o Hance. Czułam, że znalazłam się w środku rozpoczętych już w pierwszej części wątków, ale nie przeszkadzało mi to we wciągnięciu się w bieg wydarzeń. Tym bardziej, że główna bohaterka, nie dość że jest moją imienniczką, to jeszcze tak bardzo przypomina mnie samą… Myślę, że sporo czytelniczek zauważy to samo. Bo Hanka to zwyczajna kobieta, którą jakiś czas temu los wystawił na próbę. Musiała zmierzyć się z osobistym dramatem, odciąć się od przeszłości i zacząć żyć na nowo. Niezależnie od wieku, jestem pewna, że każda z nas doświadczyła w swoim życiu czegoś smutnego, zupełnie przytłaczającego, o czym chciałoby się zapomnieć, ale po prostu się nie da. Dlatego od samego początku zaczęłam kibicować Hance. Hance i Mikołajowi.

Mikołaj jest idealny. Znosi zagubienie uczuciowe Hani z cierpliwością. Walczy o nią, czeka, zabiega o jej uwagę, chociaż bywa ciężko. Myśli o niej nieustannie, najchętniej otoczyłby ją ochronnym ramieniem, i nigdy nie puszczał. Wierzę, że tacy faceci istnieją naprawdę, nie tylko w literaturze. Wiele kobiet nie odstępowałoby takiego mężczyzny na krok, ale Hania… Hania ciągle myśli o Tamtym, którego Bóg zabrał już do siebie.

Pokiereszowane serce Hanki mogłoby zaznać spokoju, gdyby nie wydarzenia, w których kobieta musi uczestniczyć. Jej najlepsza przyjaciółka, prawie siostra, przygotowuje się do ślubu i do narodzin dziecka. Hania musi stawić czoło temu, co jej również było dane, ale zbyt szybko odebrane. Na dodatek odkrywa fakty z przeszłości, które nie wyszły wcześniej na jaw. Przechodzi tyle perturbacji w życiu, że rzeczywiście ciężko uwierzyć, jakim cudem taka szczupła, delikatna osóbka może to wszystko udźwignąć. Gdyby nie Mikołaj, pewnie by nie udźwignęła...

Jestem pod wrażeniem tego, jak autorka Anna Ficner-Ogonowska potrafi opisywać to, co się dzieje z człowiekiem w stanie zakochania. Namiętność, pożądanie, tęsknotę opisuje z wyczuciem, nie zniżając się do poziomu nic nie wartego erotyka. Wśród tych wszystkich emocji czuć prawdziwą miłość. Oprócz miłości czytamy o wspomnianych wyżej rodzinnych tajemnicach, uśmiechamy się do narzekającej na niedogodności ciążowe Dominiki, i wsłuchujemy się w rady cudownej, starszej pani Irenki, bo nic tak człowieka nie kształci, jak życie.

Język nie jest skomplikowany, ale nie każda treść potrzebuje wielkich słów. W pewnym momencie narracja zaczyna się trochę dłużyć, jednak ogólnie kolejne wydarzenia niosą czytelnika tak dynamicznie, że ciężko się oderwać od lektury. A będzie i śmiech, i płacz, i żal, i współczucie. Atutem, ledwie zauważalnym, bo zajmującym jedynie kilka linijek w całej książce, jest nawiązanie do literatury Williama Whartona. Jeśli miałam jakieś wątpliwości co do sympatii do autorki książki, tymi kilkoma linijkami kompletnie je rozwiała.

W oczekiwaniu na trzecią część losów Hani, sięgnę po przegapione „Alibi na szczęście”. Życzę sobie i wszystkim czytelniczkom jak najkrótszego oczekiwania na kolejną książkę autorki.

Recenzja opublikowana na Kobieta20.pl

4 komentarze:

  1. Koniecznie przeczytaj pierwszą część, jest wręcz obowiązkowa! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli obowiązkowa, to nie mam wyjścia, muszę przeczytać :D

      Usuń
  2. Cy wie ktoś jaki tytuł będzie nosiła część trzecia????
    Z góry dziękuję i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tytułu niestety nie znam, ale pewnie będzie zawierała słowo "szczęście" w jakiejś kombinacji ;)

      Usuń