Okładka „Złamanego pióra” mówi, że będzie muzycznie i nieco zbrodniczo.
Muzyka budzi emocje, zbrodnia wywołuje napięcie i intryguje, czego chcieć
więcej? Jak śpiewa Maciej Maleńczuk, „You can't judge a
book
by looking at
the cover”, a zatem kilka słów
o tym, co kryje w sobie tajemniczy tytuł.
Emily ucieka z wielkiego miasta
na wieś. Jednak chęć bycia bliżej natury i spacerowania po lasach to nie jedyny
powód osiedlenia się z dala od miejskiego zgiełku. Dziewczyna chce o czymś
zapomnieć, zniknąć, uciec zarówno od innych, jak i od siebie. Dlaczego? Nie
dowiadujemy się tego od razu, ale jest to związane z okładkowym fortepianem. Oficjalną
przyczyną jest chęć napisania książki, jednak byłoby zbyt przewidywalnie, gdyby
chodziło tylko o to.
Nie można zupełnie uciec przed
samym sobą. Zawsze coś (lub ktoś) skutecznie nam w tym przeszkodzi. W przypadku
Emily jest to wysoki, ciemnowłosy, superprzystojny Jacob, który proszony bądź
nie, przychodzi co rano na kawę do nowej sąsiadki. Wyobraźcie sobie taki
obrazek: cicha wieś, średnia wieku mieszkańców 60 +, i tylko tych dwoje
młodych, zdolnych, i wolnych…
Mężczyźnie trudno jest dotrzeć do
Emily. Dziewczyna ma umysł artystki, jest dość specyficzna. Nie chce mówić o
sobie, o swojej przeszłości, a ostatnie na co ma ochotę, to miłość. A jeśli już
mówi, to używa mnóstwa synonimów. Na początku jest to dość zabawne, jednak po
kilkudziesięciu zapełnionych nimi dialogach robi się nieco irytujące, a wzrok
przeskakuje na koniec zdania, aby ominąć wyrazy bliskoznaczne. Dla
potwierdzenia (bądź obalenia, kwestia gustu) kilka wyjętych z ust Emily słów:
„Nie ma naprawdę potrzeby,
uzasadnionego powodu, motywu, argumentu ani przyczyny (…)” (s. 17).
„Alicja miała niesamowitą
skłonność do przyciągania drani, arcyłotrów, impertynentów, niegodziwców i
nikczemników” (s.25).
„Spojrzał na mnie wyraźnie
zaskoczony, jakby zastanawianie się było objawem choroby psychicznej,
zaburzenia, niemocy i patologii” (s. 32).
Synonimy synonimami, ale warto
wspomnieć, że to właśnie wypowiedzi Emily sprawiają, że książka jest uniwersalna. Mam na myśli tematy, jakie kobieta
porusza w rozmowach z Jacobem czy innymi sąsiadami. Jest trochę polityki,
dyskusja o rasizmie, o miłości… Pod
wieloma spostrzeżeniami mogłabym się podpisać. Nie są to jakieś prawdy
objawione, ale kilka razy musiałam przerywać czytanie, aby porządnie sobie
przemyśleć słowa Emily, odnieść je do własnego życia. Czasem się nad czymś
nie zastanawiamy, zauważamy problem, z którym się borykamy, jednak nie mamy
odwagi mówić o nim głośno. Ile to już razy jakieś jedno zdanie tak mnie
przybiło albo zmotywowało do działania, mimo że autor powieści jest mi
kompletnie obcy…
O książce Marii Borochowskiej
można powiedzieć, że jest to swego rodzaju 3 w 1. Obok głównej narracji
znajdują się fragmenty właściwego „Złamanego pióra”, czyli powieści pisanej
przez samą Emily. Oprócz tego znajdziemy też zabawną historyjkę o pewnym królu
– kolejne dziełko narratorki, mające nie tylko funkcję moralizatorską, ale też
odzwierciedlające kolejne etapy w życiu Emily. Trudno określić, czy jest to powieść obyczajowa, psychologiczna,
fantastyka, historia miłosna czy jeszcze coś innego. Nie wiem do końca, kto
może być potencjalnym odbiorcą książki, według mnie autorka postawiła na
uniwersalność, chciała dopasować się do każdej możliwej grupy czytelników. Nie
mnie oceniać, czy to dobre rozwiązanie, pewnie dzięki temu każdy znajdzie w tej
pozycji coś dla siebie. Ja znalazłam.
Minusem jest praca, którą
wykonało wydawnictwo, swoją drogą chyba mało znane. Od czterech lat na studiach wszyscy wbijają mi do głowy, że pisanie
kursywą dłuższych tekstów jest grzechem. Mają rację! Tutaj niestety spora część
książki jest pisana tekstem pochyłym. Kolejna sprawa to znienawidzona przez
grafików czcionka Comic Sans.
Wspomniana bajka o królu jest napisana właśnie tą czcionką. Już po
pierwszym przeczytaniu od okładki zaczęła odchodzić folia i się rolować.
Wydawnictwu Poligraf mówię NIE, Autorce
„Złamanego pióra” życzę kolejnych książek, wydanych w innym wydawnictwie. Patrząc
na sytuację polskiego rynku wydawniczego, może być to trudne… Ale to jest temat
na osobny tekst.
W części fantastycznej polecam
przyjrzeć się Ekonagim, Góranom i
Doliniarzom, zwrócić uwagę na ich rytualne zajęcia i dojrzeć w tych
fikcyjnych postaciach nutkę rzeczywistości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz