Matt Mayewski w swojej powieści
proponuje iście baśniowy wynalazek: translator języka kobiet. To jak, babeczki,
można nas zrozumieć, czy nie?
Do książki od początku podchodziłam
z dystansem. „Mężczyzna, który chciał zrozumieć kobiety”… Ciekawe, czy się
biedakowi uda. Opowieści o życiowych fajtłapach zawsze mnie rozczulają, a taki
właśnie, według informacji na okładce, jest bohater książki. Z tej życiowej
nieudaczności ma go wyciągnąć stworzony przez niego samego translator języka
kobiet.
Jack Kotowski osiągnął już wiek
odpowiedni do ustatkowania się, założenia rodziny i realizowania się w pracy. Tymczasem
związek się rozpadł, praca go nie satysfakcjonuje, a jego współlokatorem jest
tłusty kot Richard. Zresztą nie tylko kot jest tłusty – Jack jako programista
prowadzi siedzący tryb życia, metabolizm coraz wolniej pracuje, a brzuszek
rośnie coraz szybciej… Ogólnie: brak perspektyw na ciekawszą przyszłość, zero
przyjaciół, z którymi można wyjść na piwo, nie wspominając o kobiecie.
Aż tu nagle Jack wreszcie chwyta
wiatr w żagle i z każdą kolejną stroną obserwujemy, jak z brzydkiego kaczątka
przeradza się w łabędzia, w tym przypadku w specjalistę od uwodzenia.
Rozpoczyna się ciąg irytująco-rutynowych wydarzeń, z których Jack jest
zadowolony, ale jego coraz bardziej zaniedbany kot Richard – na pewno nie.
Mężczyzna opisuje swoje kolejne podboje miłosne, a przemianę z miękkiej kluchy
w pana figo-fago zawdzięcza translatorowi języka kobiet i portalowi randkowemu.
Trochę to smutne, że tyle potrafi zawdzięczać jakiemuś urządzeniu, które tak
naprawdę jest nic nie warte. Umówmy się, wszyscy dobrze wiemy, że te same słowa
mogą mieć kilka różnych znaczeń. A tutaj Jack bezgranicznie wierzy swojemu
cudownemu translatorowi, a później się dziwi, że ma policzki opuchnięte od
niezliczonych ciosów wymierzonych przez zniesmaczone jego zachowaniem kobiety.
Od razu przypomniała mi się reklama jednej z nowinek technologicznych: „Dzięki
niemu mój chłopak stał się bardziej romantyczny, punktualny, towarzyski, itp.,
itd.”. Według mnie przesada, przerysowanie i zupełny brak wiarygodności.
Wystarczy wziąć pod uwagę choćby fakt, że w ciągu kilku tygodni żaden człowiek
nie jest w stanie zmienić swojego charakteru i stać się skałą, podczas gdy
jeszcze wczoraj był marną, lepką gliną.
Jack Kotowski i jego przemiana
nie przekonują mnie, muszę jednak przyznać, że kilka przytoczonych w książce spostrzeżeń
jest trafnych i zabawnych. I tutaj przydał się mój dystans, bo czytając podział
kobiet na 9 typów, nie czułam się obrażona, ale bardzo rozweselona. Według
owego podziału wśród nas występuje np. typ „Kobiety Wiecznie Chorej”, której
ulubione słowa to „Och, moja głowa. Moja głowa. Moje stopy. Moje plecy. Mój
cellulitis…” (s. 272), a „kobiety wiecznie niezadowolone” znane są także jako
Panie Lubię Narzekać, No, Nie wiem, Ojejkujejkujejku (s.273). Natomiast według
samego translatora języka kobiet, kiedy w złości krzyczymy „Nie jestem emocjonalna!
/ Nie reaguję przesadnie!”, znaczy po prostu… że właśnie mamy okres ;)
Pod koniec książka robi się
przewidywalna, choć zakończenie nie jest takie oczywiste, można je
zinterpretować na kilka sposobów. Całą opowieść radzę też potraktować ku przestrodze
przed nadmierną chęcią zmieniania prawdziwego siebie. Bo co będzie, kiedy
zabraknie nam wspaniałego gadżetu lub konta na portalu randkowym? Staniemy sami
przed sobą i zaczniemy się zastanawiać, gdzie się podziała nasza dawna twarz i
rzeczywistość.
Cóż, ponarzekałam trochę na
„Mężczyznę, który chciał zrozumieć kobiety”. A skoro narzekam, to chyba
kwalifikuję się do typu kobiety Ojejkujejkujejku!
Ohhh jejkuuu jejkujejku...
Recenzja opublikowana na Kobieta20.pl
1. "Ogólnie: brak perspektyw na ciekawszą przyszłość, zero przyjaciół, z którymi można wyjść na piwo, nie wspominając o kobiecie." to trochę zabrzmiało, jakby chciał wyjść z przyjaciółmi na kobietę, ale nie ma chętnych :D
OdpowiedzUsuń2. Międzygórze
3. Aviatorki! zarost. mm.
4. Międzygórze
5. pan z okładki nie wyglada na takiego, który sobie nie radzi ;]
6. Międzygórze
7. Jestę skałą
8. Poznań =)