Czytałam biografię Johnny’ego autorstwa Michaela
Streissgutha, oglądałam też film biograficzny "Spacer po linie" (chyba
jedyny film, w którym Reese Witherspoon nie jest blondynką :D). Sięgając po
książkę „Cash. Autobiografia” wydawało mi się, że nic mnie w niej nie zaskoczy,
przecież poznałam już koleje losu tego muzyka. Myliłam się. Wciągająca lektura!
Johnny nie tylko pisał piękne piosenki. Potrafił także pisać o sobie, ale
przede wszystkim o innych.
Nie jest to autobiografia w rozumieniu opisywania
swojego życia rok po roku, relacjonowania wydarzeń na zasadzie
przyczyna-skutek. Są to raczej wspomnienia z wybranych chwil, choć też nie do
końca. Dziennik? Niekoniecznie. Luźne przemyślenia znanej osoby? Jakkolwiek by
nazwać tę publikację, zawsze będzie czymś ponad klasyczną biografię.
Myślę, że Johnny Cash pozwolił się poznać, ale
przede wszystkim chciał opowiedzieć o swoich najbliższych i dać świadectwo
wiary. Wiara, miłość, wdzięczność, muzyka to fundamenty, którymi się kierował. Ostatecznie to one
wyzwoliły piosenkarza z nałogu narkotykowego. Kilka razy jego opowieści
wzruszyły mnie. To balsam dla duszy, kiedy człowiek jest wdzięczny za to, co
dostał od losu i częściej dziękuje zamiast prosić. Taką właśnie lekcję
zafundował mi Johnny Cash, chrześcijanin na piątkę z plusem (chociaż sam
oceniał się dużo surowiej), muzyk na szóstkę w koronie, człowiek żyjący w
drodze.
„Legendy i kłamstwa, głupcy i pijacy, starzy
przyjaciele i anioły. Wszyscy oni mają swoje miejsce w tej książce” – pisze
Johnny Cash. Nie określiłabym precyzyjniej tego wydawnictwa. Cash nawet pisząc
własną autobiografię, nie skupia się na sobie. Opowiada o całej rodzinie
Carterów, o przyjaciołach (np. Royu Orbisonie). Posługuje się prostym językiem,
ma cięty dowcip, ale jednocześnie nie powie o nikim złego słowa.
Dużym plusem
są elementy dziennika. Cash rozpoczyna niektóre rozdziały opowiadając,
gdzie się właśnie znajduje („Jestem w miłym hotelu w San Francisco, są lata
dziewięćdziesiąte, patrzę na wybrzeże Pacyfiku”), co robił w ostatnich dniach
(„kręciłem reklamę dla Nissana”), mówi o pogodzie („Nastał nowy dzień w
Tennessee, i to całkiem ładny”) lub po prostu dzieli się planami na bieżący dzień („wsiadam do land rovera, żeby
zrobić sobie przejażdżkę”). Zwykłość niezwykłego człowieka.
Z okładki patrzy srogi facet z rewolwerem w ręku,
ale jego słowa przekonują, że za jego spojrzeniem kryje się człowiek o dobrym
sercu i fenomenalnym głosie – Man in Black, Johnny Cash.
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2014
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz