Byliście kiedyś na koncercie, na
którym wszyscy siedzieli, bo większość parkietu zajmowały stoliki i krzesła?
Właśnie tak zapowiadał się koncert KaCeZeta i Fundamentów we wrocławskim
Łykendzie. Na stronie wydarzenia na Facebooku swoją obecność zadeklarowało
ponad sto osób, ale wiadomo jak to jest. „Przyjdę, przyjdę”, a potem
zaskoczenie: „Ojej, to ten koncert już był? Zapomniałem…”.
„Parę słów do recenzentów, którzy
ze mnie drwili, mam wrażenie, że to zgredy, których drażni mój optymizm” – tak
w jednym utworze śpiewa KaCeZet. No, to zaraz się okaże, czy jestem zgredem,
czy jednak nie jest ze mną tak źle ;) Chociaż żadna ze mnie wykształcona
recenzentka.
|
fot. A. Wiktorowicz |
Już przed koncertem członkowie zespołu kręcili się
po klubie, jednak nikt nie zwracał na nich większej uwagi. Wreszcie o 21 zabrzmiały
dźwięki Fundamentów (jeszcze bez Kapitana KaCeZet’a). Za mikrofonem stanął
gitarzysta Dżeksong, prezentując utwory z płyty, nad którą właśnie pracują.
Publiczność wciąż siedziała, popijając piwo. Po kilku minutach zjawił się
KaCeZet i… usiadł na scenie. Nie zdziwiło mnie to ani trochę – my siedzimy,
więc on też. Dopiero na jego słowa „Wrocław! Siedzimy, czy robimy imprezę?!”,
ludzie wstali i podeszli pod scenę. Muzyka Fundamentów raczej nie skłania do
siedzenia przy stoliku z nogą założoną na nogę, dumania nad życiem i bicia
słabych braw między utworami. Na szczęście po delikatnej aluzji wokalisty
impreza skierowała się na dobry tor. Kapitan KaCeZet sięgnął po gitarę i
zaczęła się reggae’owa muzyczna podróż po sprawach fundamentalnych.
„Fundament”, „Nadciąga”, „Masz Ci los” to utwory, które rozruszały niemrawą na
początku publiczność. Choć prawdę mówiąc, stojąc w pierwszym rzędzie, nie
widziałam, co się dzieje za mną. Ale kiedy usłyszałam, że ludzie znają teksty
piosenek i śpiewają, stwierdziłam, że jest bardzo dobrze. Wokal Kapitana, który
świetnie bawi się słowem, niespożyte pokłady energii Dżeksonga, który cały czas
podskakiwał z gitarą w ręku i uśmiechał się do publiczności, oraz ogólny luz
sceniczny spowodowały, że uśmiech nie schodził mi z twarzy. Był czas na
spontaniczność („śpiewam na ulicach miasta Warszawa, ale Wrocław się nie
obraża!”), i na teksty bardzo osobiste („trudno mi
pisać o bibach skoro prawie nie bywam już na nich, jest dzidzia i biby mam z
bani”). Żadnego artystycznego pozerstwa czy dystansu, pozwalali sobie na
krótkie przerwy w graniu, kiedy gitary się rozstroiły. Rozmawiali wtedy między
sobą na luzie lub zagadywali publiczność. Panowała atmosfera „daj na luz”, dużo
powera dawały entuzjastyczne okrzyki Dżeksonga.
Na wczorajszym koncercie zabrakło
gości, których słychać na studyjnej płycie: Junior Stressa, Rastamańka. Nie
przeszkadzało mi to – KaCeZet i Fundamenty bez wsparcia innych artystów dali
wspaniały koncert. Podziwiam ich tym bardziej, że mieli przez ostatnie dni
niezły koncertowy maraton, a występ w Łykendzie był chyba ich ostatnim
koncertem w tym roku. Mimo to mężczyźni byli w formie i z uśmiechem dziękowali
za koncert, kończąc kilkunastominutowym bisem.
Poziom radości sięgnął
zenitu, kiedy po koncercie muzycy sami podchodzili do fanów, aby porozmawiać.
Nigdy bym nie przypuszczała, że będę miała okazję zamienić z Fundamentami
więcej niż dwa słowa. Płyta podpisana, autografy zdobyte, pozostaje czekać na nowy
album i następne koncerty! Jeszcze długo po powrocie do domu nuciłam „Big up,
big up, pika pika mi pikawa!”.
Wrocław dziękuje i płynie
na fali ;)
Relacja opublikowana na WSA.org.pl
Ludzie siedzieli, czekając na ICH występ? I nadal to robili, gdy już wyszli na scenę?!
OdpowiedzUsuńOjoj... Wrocław musi chyba zacząć przyjmować lekcje kultury. A przynajmniej dla gwiazd, jakim są np. Fundamenty i Kacezet.
W Poznaniu nie pamiętam, żeby ktoś siedział już przed tym, jak Fundamenty wyszli na scenę ;)
Niestety tak właśnie było, ale z minuty na minutę było coraz lepiej :)Klub nie jest zbyt duży, a myślę że o tej niezręcznej (?) sytuacji w dużej mierze zadecydowało to, że 80 % parkietu zapełniały stoliki, więc siłą rzeczy ludzie po prostu siedzieli. Pamiętam,że na innych koncertach w tym klubie stoliki były odsunięte do tyłu, nie wiem dlaczego na koncercie Kacezeta było inaczej. W każdym razie wystarczyła chwila abyśmy znaleźli się pod sceną.
UsuńA z wrocławską publicznością nie jest tak źle, nie oceniajmy po relacji jednego koncertu ;)
W Bogatyni przyszło 18 osób...
OdpowiedzUsuńAuć, 18?! To słabiutko, we Wroc było jednak więcej. Miejmy nadzieję, że trasa w tym roku będzie lepiej rozreklamowana, i że fanów przybędzie :)
Usuń24 year old Senior Developer Glennie Marquis, hailing from Shediac enjoys watching movies like Cold Turkey and Rowing. Took a trip to Uvs Nuur Basin and drives a Ferrari 250 GT LWB California Spider. Wiecej informacji
OdpowiedzUsuń