majaolenderek.com |
Imię i nazwisko Mai Olenderek brzmi bardzo poetycko i
melodyjnie. Taka też jest płyta „Bubble Town”. Poetycka, melodyjna… Oj, żeby
tylko! Za tymi hasłami kryje się tajemniczy muzycznie świat, trudny do
sklasyfikowania i opowiedzenia o nim wprost.
Album „Bubble Town” powstał między innymi dzięki pomocy darczyńców
portalu PolakPotrafi.pl. Super, nie? Z całym szacunkiem dla działalności
Karoliny Czarneckiej, która też prosiła o wsparcie na tej stronie, uważam, że
muzyka Mai Olenderek i jej zespołu jest dużo lepszą propozycją, niż teledysk do
„Hera, koka, hasz, LSD”.
Polacy są na tyle hojni, że wystarczyło nie tylko na dobrą
produkcję płyty pod względem muzycznym, ale też na książeczkę z tekstami
utworów oraz projekt okładki, która szczególnie przypadła mi do gustu. Mam
ostatnio hopla na punkcie białej farby. Najchętniej wszystko pomalowałabym na
biało: ściany, boazerię, krzesła; „mózg se pomaluj”. Na okładce jest
czarno-biały portret Mai Olenderek, na około zamalowany białą farbą, widać
nawet ślady pociągnięcia pędzla. Hurra!
We wspomnianej broszurze próżno szukać polskich tekstów,
choć zespół polski. Maja śpiewa tylko po angielsku, i wcale nie słychać, że jest
Polką. Jest to zaleta w myśl zasady: śpiewasz po angielsku – znaj angielski. Właśnie
w tekstach kryje się ten tajemniczy świat. Są to poetycko opowiedziane
historie, dosyć… senne. Często pojawiają się w nich sny, kołysanki, inny świat,
noc i księżyc. Podobna jest też muzyka. Nostalgiczna, wywołująca czasem
nutkę grozy, enigmatyczna. Nie znaczy to jednak, że usypiająca. Wręcz przeciwnie,
w śpiewie Mai słyszę dramaturgię, granie na emocjach, wczuwanie się w
opowiadaną historię, nawet aktorstwo i klimat nieco musicalowy. Barwa głosu
piękna, subtelna, ale i zdecydowana. Najlepiej samemu usłyszeć:
Na płycie słychać szacunek do muzyki przez duże M: bogactwo
instrumentów (gitary, akordeon, fortepian, bębny, charango*), umiejętność
stworzenia niepowtarzalnego, enigmatycznego klimatu. Widać, że mamy do
czynienia z profesjonalistami. Gdzieś czytałam, że w ich muzyce słychać
odniesienia do twórczości Antony and the Johnsons. Rzeczywiście, gdyby muzycy
Antony’ego Hogarty’ego spotkali się na jednej scenie z Maja Olenderek Ensemble,
powstałaby przepiękna orkiestra, a duet Antony & Maja? Oj, to byłoby
ogromne wzruszenie. Swoją drogą, wyobrażacie sobie, że Antony and the Johnsons
to grupa, którą poleciła nam słuchać jedna pani dr na studiach?
Muzyka powinna wywoływać emocje i pobudzać wyobraźnię.
Wiecie, słuchając utworu „Tree” wyobrażam sobie, że jestem nimfą leśną unoszącą
się 5 centymetrów nad ziemią. Więc chyba wszystko działa tak, jak powinno :)
„Bubble Town” to album idealny na jesień. Dostałam płytę
kilka miesięcy temu, ale dopiero teraz, kiedy wieczory dłuższe, a za oknem
dywan ze spadających liści, orzechy włoskie i jabłka, czuję, że twórczość Maja
Olenderek Ensemble „chwyciła” mnie doszczętnie właśnie w takich okolicznościach.
Nie przy urlopowym, wakacyjnym fiu bździu. Przy dystyngowanej, spokojnej,
śliwkowej jesieni. Polecam mocno!
* Słuchając świeżej muzyki, zawsze człowiek się czegoś
nauczy. Charango to andyjski instrument strunowy, narodowy instrument Boliwii.
Jak widać, w muzyce polskiej śpiewanej po angielsku też się sprawdza!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz