Jakiś czas temu świat zawojowało
trzech przystojniaków śpiewających współczesne popowe hity, nadając im smaczek
lat 60. „Hot’n’cold” i „Umbrella” w ich wykonaniu porywają do tańca skuteczniej
niż oryginalne wykonania Katy Perry i Rihanny. The Baseballs idą za ciosem i
wydają płytę z utworami świątecznymi.
Album „Good Ol’ Christmas” już od
pierwszych chwil wprowadza ciepły nastrój i przywołuje uśmiech. Nieważne, czy
właśnie ścierasz kurze, pieczesz pierniczki czy cieszysz się już kolacją
wigilijną i odpoczynkiem. Wszystkie czynności stały się przyjemniejsze, kiedy
śpiewali mi niemieccy wokaliści o głosach skradzionych chyba samemu Elvisowi
Presleyowi.
Kolędy i utwory w ich wykonaniu
nie są ckliwe ani przesłodzone, jak to często bywa. Słodkość oddajmy
świątecznym smakołykom, a płycie przypiszmy tę zaletę, która sprawia, że mam
ochotę uśmiechać się do siebie i do wszystkich wkoło. Nie wiem jak to nazwać,
może pozostanę przy tym, że jest po prostu czarująca.
Jak przystało na świąteczne
utwory, jest dużo skrzypiec i dzwoneczków, wszystkiego tego, co sprawia, że utwory
nazywamy właśnie świątecznymi. Przyjemne
jest to, że możemy nucić razem z The Baseballs – wszyscy znamy „Let it Snow”,
„Driving home for Christmas” i „Rocking Around The Christmas Tree”. Pierwsze
dwa utwory są spokojne, ale już przy trzecim słychać ten rock and roll, którego
się spodziewałam, i w którym specjalizują się mężczyźni z The Baseballs. Fajnie
mi się tańczyło i piekło ciasteczka przy „Little Drummer Boy”, „Rocking around
the Christmas Tree” i „Ring Ring”. Nie zabrakło też nastrojowych kolęd, które były
wspaniałym tłem do wieczerzy wigilijnej. Dawno nie słyszałam tak pięknego
wykonania „Silent Night”, ubogiego w intrumentalia, ale bogatego w głosy, które
wzruszają. Tak samo piękne są utwory „Father to a Child”, tradycyjna pieśń „O
Holy Night” oraz „Dry Your Tears”, który według mnie nie jest piosenką
świąteczną, a typowo miłosną. Końcówka płyty wyrywa z zadumy i znów nastraja do
szybszego tupania nogą. Wszyscy kojarzymy polską wersję „Holidays are doming”
(„Coraz bliżej święta, coraz bliżej święta” dzięki reklamie telewizyjnej nuci
co roku cała Polska…). The Baseballs żegnają się ze słuchaczami radosną
piosenką o Reniferze Rudolfie.
Dołączona do płyty książeczka z
tekstami utworów umożliwia śpiewanie z całą rodziną. Świetna alternatywa dla
Kevina (nie mam nic przeciwko przygodom tego dzieciaka, ale ileż można?!) i dla
nudnawych kolędowych propozycji telewizyjnych.
Ach, jakże czasem chciałabym się
przenieść w lata 60., kiedy królowała taka muzyka… Dobrze, że mamy The
Baseballs! Dzięki nim przenoszę się na tak długo, jak tylko chcę. Polecam tę
płytę nie tylko na Święta, według mnie można jej słuchać w każdy czas.
Recenzja opublikowana na DlaLejdis.pl
a ja tam zazdroszczę Kevinowi, bo zrobił w dzieciństwie coś, czego ja nigdy nie zrobiłam i bardzo teraz żałuję- zawsze chciałam zjechać na sankach po schodach :(:(:(
OdpowiedzUsuńJa zjechałam dupą po schodach, to prawie jak sanki, hm? :D Więc niczego mu nie zazdroszczę! Ewentualnie tej karty kredytowej rodziców :P
Usuńja się w sumie sturlałam. to prawie jak snowboard?! :D
Usuńkarta kredytowa byłąby też spoko :D