Noo, wreszcie udało mi się przeczytać pierwszą książkę w tym roku! Nie mam ostatnio kiedy czytać. Studia, praca... Wiecie co, przy różnych okazjach życzymy sobie zdrowia, niby wyświechtany banał, ale ono jest najważniejsze. Kiedy zacznie szwankować, nie ważne, jak wspaniale układają nam się wszystkie sfery życia. Kiedy stracimy zdrowie, tracimy również radość i chęci do czegokolwiek. Przynajmniej ja. Może też z tego względu ostatnio czytam mniej, ale trzeba się pozbierać, cyc do przodu i będzie dooobrze! To tak na marginesie.
Pierwsza przeczytana w tym roku książka - biografia Micka Jaggera. Nieprzypadkowo sporo na moim blogu recenzji biografii. Prawdopodobnie będę pisać pracę magisterską związaną z biografami muzyków rockowych. Jeśli ktoś z was ma czasem jakąś na zbyciu, do wymiany bądź do sprzedania w bardzo atrakcyjnej cenie, będę wdzięczna za informację na moim profilu na portalu LubimyCzytać.pl - klik w link. Jeśli nie tam, to na Fb: Chillout Arcyszaleńczy, albo gdziekolwiek bądź. No to teraz recenzja :)
Mick Jagger: zakochany na zabój w
Keicie Richardsie, czy we wszystkich kobietach świata?
Co takiego w nim jest, że mając bruzdy
na twarzy, obwisłą skórę i, no cóż, podeszły wiek, wciąż przyciąga dużo młodsze
od siebie kobiety? Dlaczego Micka Jaggera, który nie ma urody typowego macho i
nie jest specjalnie przystojny, nazywamy symbolem seksu? Czy znajdzie się drugi
wokalista, który od 50 lat nieprzerwanie występuje, a bilety na koncerty jego zespołu,
uważanego za najlepszy zespół rockowy na świecie, zawsze są wyprzedane do
ostatniego miejsca? Jak to się stało, że od przeszło roku wszyscy nucimy „I’ve
got the moves like Jagger”?
Właśnie skończyłam czytać
biografię lidera Rolling Stonesów autorstwa Christophera Andersena. Czy
znalazłam odpowiedź na zadane wyżej pytania? Po części tak, ale tylko jedno
wiem na pewno: z całym szacunkiem do twórczości Jaggera, nie chciałabym mieć
takiego ojca, faceta, brata. Chociaż kto wie, w końcu tysiące groupies nie
mogło się mylić. Ale kiedy dobry seks i notoryczne zdrady to jedyne, co
mężczyzna potrafi zaoferować w życiu prywatnym, to ja podziękuję. Dlaczego
piszę tylko o tej sferze życia Jaggera? Bo właśnie na tym skupia się autor
biografii.
Już sama okładka wskazuje na to,
że będzie dość komercyjnie: „Szalone życie”, „niewiarygodne wyczyny seksualne”,
„skandaliczna prawda” – tego typu zwroty kojarzą mi się z nastawieniem
wydawnictwa na jak największą sprzedaż książki i wzbudzenie sensacji. Jakby nie
dość wystarczającą sensacją było to, że The Rolling Stones obchodzą właśnie
50-lecie swojej działalności artystycznej. Ale nie czepiajmy się szczegółów,
liczy się treść. I tutaj chronologicznie wszystko jest jak należy, poznajemy
dzieciństwo Micka, początki kariery, samą karierę, ale najwięcej miejsca
zajmują w książce właśnie owe „niewiarygodne wyczyny seksualne”. Nie mogę winić
autora, że właśnie seksu jest w tym wszystkim najwięcej – biegu życia Jaggera
nie zmienimy. Wolałabym jednak, żeby wszystkie zagadnienia były wypośrodkowane
– przecież tak samo wiele Andersen mógłby napisać o muzyce Stonesów,
inspiracjach, procesie twórczym. Nie mówię, że brakuje tych informacji, ale
jest ich według mnie za mało. Poznajemy Micka, seksualnego stwora z talentem do
tańczenia, śpiewania i komponowania, a nie na odwrót: Micka – artystę, który
przy okazji jest seksoholikiem. Przynajmniej takie są moje odczucia.
Utwierdza mnie w nich styl
Christophera Andersena. Miałam wrażenie, że czytam bardzo obszerny artykuł w
czasopiśmie, a nie wydanie książkowe. Kartki szybko się przewracają, czyta się
przyjemnie, jednak zabrakło mi tej pewności, że czytam rzetelną biografię tego
wielkiego muzyka. Brakowało mi cytatów Jaggera, najczęściej wypowiadającymi się
osobami były kochanki muzyka, niektóre anonimowe. Dlatego też trudno
stwierdzić, czy książka jest w stu procentach wiarygodna. Sam autor podkreślił,
że sporą część źródeł stanowiły artykuły z czasopism, wzbudza to moją
podejrzliwość co do prawdziwości niektórych opisanych wydarzeń.
Nie mogę zarzucić autorowi
zupełnego gonienia za sensacją, bo w biografii Jaggera nie zabrakło tytułów
kolejnych płyt, perypetii związanych z trasami koncertowymi, narkotycznych
odlotów, przyjaźni i kłótni Micka z
Keithem Richardsem i narodzin dzieci artysty. Jednak, mimo wszystko: za mało
muzyki, za dużo opisywania czasem dość żenującego podrywania kobiet (ja rozumiem, że Angelina Jolie nikt z łóżka by nie wyrzucił, ale żeby nękać ją telefonami przez kilka lat!?). Co nie
zmienia faktu, że Stonesów uwielbiam!
Recenzja opublikowana na DlaLejdis.pl.
Może mało kto wie, że w teledysku do tego znanego utworu wystąpiła niemalże łysa Angelina Jolie. Podoba mi się w tym wydaniu, prawie tak, jak w filmie "Przerwana lekcja muzyki".
Prawdę pisząc to nie są za bardzo moje muzyczne klimaty, ale bardzo lubię biografie i charakterne osóbki, więc kto wie,może kiedyś:)
OdpowiedzUsuńJestem na 254 stronie i jestem pod wrażeniem, ale chyba nie tyle Micka Jaggera, co geniuszu autora...choć pewnie gdyby nie Mick, to geniusz Andersena nie na wiele by się zdał ;) Jak na razie polecam
OdpowiedzUsuńCo racja to racja, czyta się niesamowicie szybko, niczym artykuł w gazecie ;)
Usuń