Robert Górski – Góral, Badyl, George Owens, Premier.
Nieważne, jak go nazwiemy, wszyscy znamy lidera Kabaretu Moralnego
Niepokoju. Wiemy, że jest znakomitym, błyskotliwym kabareciarzem, ale do tej
pory nie dał się poznać ze strony prywatnej. Teraz mamy okazję zobaczyć, czy
schodząc ze sceny, wciąż pozostaje mistrzem ciętych ripost i inteligentnych
żartów. Wszystko dzięki książce „Jak zostałem premierem. Rozmowy pełne moralnego
niepokoju”.
Okładka sugeruje żartobliwy
charakter publikacji. Oto widzimy pana Roberta w garniturze, wciśniętego w
złote koło ratunkowe. Złota jest także poszetka od garnituru (przecież każdy
element stroju musi do siebie pasować!), w końcu złote litery i taki sam tył
okładki. Myślę, że ten przesyt złota jest celowy, w każdym razie prezentuje się
doskonale. A charakterystyczny uśmieszek Górala na fotografii – cóż, wpatrując
się w niego, tylko czekam, aż zacznie w znajomy sobie sposób nerwowo przewracać
oczami, wymyślając tekst, którym chciałby wszystkich czytelników rozbawić na
dobry początek.
Jeśli przedmowę pisze Artur
Andrus, wiedz, że książka musi być godna uwagi. Mariusz Cieślik rozmawia z
Robertem Górskim o czasach przed-kabaretowych, studiach, rodzicach, partnerce i
synku. W końcu o tym, jak z paczką kumpli zaczęli tworzyć kabaret, który miał
być tylko jednorazową przygodą na uczelnianych występach. Opowiada o sytuacjach
w życiu, które go inspirują do napisania skeczów. Będziecie zdziwieni, że
niektóre z nich wydarzyły się naprawdę! Tematy rozmów zgrabnie łączą się z
zamieszczonymi w książce scenariuszami występów kabaretowych. Według mnie
zajmują one zbyt wiele miejsca. Wolałabym, aby ten wywiad-rzeka był
najważniejszym elementem, jednak skecze Kabaretu Moralnego Niepokoju i rozmowa
mają mniej więcej podobną objętość. Dla fanów Kabaretu może to być rarytas.
Uwielbiam KMN, ale dla mnie skecze w tej książce są po prostu zbędne, ponieważ
znam je wszystkie prawie że na pamięć (ciężko ich nie znać, bo w większości są
to hity sprzed kilku lat). Otwierając książkę cieszyłam się, że mam przed sobą
prawie 200 stron rozmowy Górskiego z Cieślikiem, ale jak się okazało, jest ich
sporo mniej... Dlatego, kończąc „Jak zostałem premierem” w zaledwie dwa
wieczory, czułam niedosyt. Za mało, za krótko! „Będzie Pan zadowolony. I Pani
też!”. Zadowolona jestem, ale daleko mi jeszcze do skakania ze szczęścia.
Oglądając „Posiedzenia Rządu”, w
których pan Robert pełni rolę premiera, zastanawiałam się, jakie tak naprawdę
są jego poglądy polityczne. Poczytamy o wielu interesujących faktach z życia
kabareciarza, ale jeśli chodzi o sprawy polityczne – woli milczeć i ograniczyć
się do odgrywania postaci szefa rządu na ekranie telewizora. Trzeba przyznać,
wychodzi mu to znakomicie. Kto nigdy nie widział, z pomocą spieszy tekst
jednego z posiedzeń rządu: „Straszenie PiS-em”.
Świetnym pomysłem są wypowiedzi
osób związanych z polską sceną kabaretową na temat Roberta Górskiego.
Środowisko kabaretowe jest chyba jedynym, w którym nie odczuwa się rywalizacji,
wszyscy się lubią i potrafią ciepło i zabawnie wypowiadać się o innych
artystach. Miło się to czyta. Prawdziwy wybuch śmiechu wywołały także wyrwane z
kontekstu notatki Górskiego, zamieszczone na końcu książki. Nieraz są
rozbrajające („Nie podoba mi się, że łysieję, ale trudno”, a nieraz po prostu
budzą sympatię („Uważam, że świat bez dzieci nie miałby sensu”).
Osobę Roberta Górskiego
przedstawioną w książce bardzo trafnie i błyskotliwie podsumowuje Joanna
Kołaczkowska: „Nie ma lepszych, nie ma innych, niczego nie ma”. Bardzo dobrze,
że został Premierem!
Recenzja opublikowana na DlaLejdis.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz