Ostatni tydzień spędziłam w szpitalu.
Przeczytane książki: 0
Przeczytane strony: 0.
Zdjęta bólem nieraz nie mogłam
zasnąć. Nie mogłam czytać książek. Nie wychodziłam na spacerki po korytarzu, bo
dział zakaźny, a po co mi kolejne choróbsko. No i jeszcze… nie wiem czy tylko
na tym oddziale tak jest, czy na wszystkich – drzwi do sali chorych
pootwierane. Niby nie chce się patrzeć na innych chorych leżących w łóżkach,
ale ciekawość jest silniejsza i nieraz gdzieś tam oko (jedno, bo jedno, ale
zawsze, bo drugie chore) łypnęło. I zobaczyło to, czego nie chciało zobaczyć, czyli nieszczęścia
ludzkie w białej pościeli.
Najłatwiej będzie napisać w punktach.
1. Może to karmienie próżności, ale w granicach
normy. Już nigdy nie pomyślę, że jestem brzydka, że powinnam mieć dłuższe nogi,
dłuższe rzęsy, większe oczy, gęstsze włosy czy cokolwiek innego. Jestem ładna,
taka jaka jestem, i wszyscy jesteśmy właśnie tacy, jacy powinniśmy być.
Odpowiedni. Czasem można źle wyglądać czy być zaniedbanym, ale każdy jest
odpowiedni. Przez ostatni tydzień połowa mojej twarzy była tak zeszpecona, że
trudno było spojrzeć w lustro. Taki Quazimodo, albo bokser po nokaucie. Swoje
zdjęcie miałam odwagę wysłać tylko najbliższym przyjaciołom.
Dopiero gdy na własnej skórze poczułam (i
zobaczyłam!) jak choroba może zeszpecić wygląd człowieka, doszłam do wniosku,
jakie to są pierdoły przejmować się, że np. nie zdążyłam się pomalować przed
pracą, czy że paznokcie wymagają natychmiastowego piłowania. Dbanie o siebie –
pewnie że tak. Ale przy braku narzekania co do własnego wyglądu, który tak
naprawdę jest dobry. Zazwyczaj szczupłe dziewczyny mawiają „ale jestem gruba”,
sama nieraz łapałam się na jakichś „jestem szczupła, ale mam brzuszek” albo
chciałam mieć bielsze zęby. Bez sensu. Jestem ładna i już, i wszyscy jesteśmy
ładni.
2. Inni pacjenci
Mimo że byłam w dwuosobowej sali, gdzieś z
oddali dochodziły głosy nieszczęść.
Wspomniane wyżej oko nieraz łypnęło na
kobiecinę anorektyczkę. Zza drzwi widać było jedynie nogi – czyli w zasadzie
same kości – pieluchę i cewnik moczowy (tak to się nazywa?). Któregoś dnia
słyszałam jak woła do pielęgniarki: „nie dość, że jestem gruba, to jeszcze
(…)”. Płakać się chce.
Z tej samej sali szpitalnej dochodziło od
kilku dni rzężenie. Okazało się, że to nie jakieś zwykłe inhalacje, tylko
drenaż opłucnej. Wystarczy zobaczyć w google, jaką grubą rurę wbijają
pacjentowi w płuco. Ciarki przechodzą.
3. Sala
Pani, z którą leżałam na sali, ma 74 lata,
leczy się na boreliozę. To kobieta, która pokazała mi czym jest zwykła,
bezinteresowna pomoc drugiemu człowiekowi oraz pokora, a także cierpliwość i
pasja. Było mi głupio i wymagało dużej pokory, aby prosić ją o pomoc; bo ta
starsza pani była w tej chwili zdrowsza ode mnie i bardziej „na chodzie”. Podawała
jedzenie i przynosiła herbatę, kiedy byłam przykuta do łóżka kolejnymi
kroplówkami. Nie skarżyła się na ból i całe dnie dziergała na szydełku
przepiękne róże, od rana do wieczora! Silna kobieta!
4. Babcia Zosia
Chciałam ją poznać, od kiedy
usłyszałam gdzieś z oddali jej wołanie: „Ja jestem babcia! Ja mam 91 lat!”.
Nigdy nie widziałam pani Zosi, za to słychać ją było na całym oddziale, tak
głośno opowiadała. O wszystkim i o niczym, czasami mając słuchaczy (rodzina) a
czasem nie. W zasadzie chyba obie opcje jej odpowiadały. Pani leżąca,
starowinka, a jednak o donośnym głosie i niezwykłej pogodzie ducha. Czasem
jedną nogą była już w „tamtym świecie”, np. kiedy zmieniano jej opatrunki na
nogach, nie wiedziała, że w ogóle ma jakieś rany. Kiedy pielęgniarka jej to
uświadomiła, babcia rzekła: „Aaa… to kotki mnie pogryzły! Raz, dwa, trzy!”.
Czasem wykrzykiwała „Chodźcie do mnie wszyscy!” albo „kiciusiu… kici kici, no
chodź, kici kici!”. Opowiadała o swoim życiu. Kilka razy dziennie rozpoczynała
różne historie: o swoich siostrach, o hitlerowcach, o jakichś majorach, często
o wojnie. W nocy chciała wstawać, mimo że pewnie od wielu miesięcy nie zrobiła
ani kroku. Harcowała do 4 rano opowiadając historie. Codziennie odwiedzała ją
rodzina. Niesamowicie pogodni, cierpliwi ludzie. Babcia Zosia wyglądała na
szczęśliwą. Pozazdrościć tak silnego organizmu. Została wypisana do domu
szybciej niż ja.
5. Odwiedziny
Zastanawiałam się, czy na oddziale
zakaźnym można odwiedzać pacjentów. Okazało się, że nie ma żadnego problemu,
można siedzieć nawet do 22-giej. Dziękuję wszystkim, którzy przezwyciężyli
obawy i odwiedzili. Dziękuję tym, którzy w ten dziwny czas byli przy mnie
myślą, mową, modlitwą, obecnością. Jakoś łatwiej było to przetrwać… Dziękuję
tym, którzy czytali na głos książkę!
6. Posiłki w szpitalach
Fuj. Fuj. Dziękuję wszystkim,
którzy dokarmiali mnie z zewnątrz!
7. Szacunek dla pielęgniarek całego świata! Babki
robią taką robotę, że głowa mała!
8. Dbanie o zdrowie
Lekarze i pielęgniarki byli zaskoczeni, że
półpasiec dopadł akurat twarz! Radzę wam, dbajcie o zdrowie, nie ignorujcie
przeziębień, przedłużającego się kaszlu, ale także chronicznego zmęczenia. Jest
taki moment, kiedy organizm mówi STOP, zwolnij. Najwyraźniej przegapiłam ten
znak. Nie dbałam o siebie, zerowa odporność, stresy, smutki… No to teraz mam.
Możliwe, że zaatakowane oko będzie teraz gorzej widzieć, a ból utrzymywać się 2
lata. Dbajcie o siebie, naprawdę nie jesteśmy robotami!
Życzę zdrowia i pozdrawiam zimowo - widok z okna :)