Macie ochotę na raszplowo-wtykaczowe wywody czeskiej prostytutki?
Główna bohaterka jest
„zarazem przedsiębiorcą, kobietą wykonującą wolny zawód o wątpliwej reputacji,
kurtyzaną, osobą prowadzącą działalność gospodarczą, ścierą, psychologiem i
szefową jeboklubu”. Mogłabym przedstawić ją własnymi słowami i może trochę
subtelniej, ale po co? Będąc jednocześnie główną bohaterką i narratorką,
określiła siebie najlepiej. Dodam jedynie, że ta kobieta, której imienia nie
znamy, staż w zawodzie ma już konkretny. Skończyła 30 lat, więc orientuje się w
temacie jak mało kto, co w połączeniu z jej filozofowaniem, dość bezczelnym
poczuciem humoru i trafnymi spostrzeżeniami na temat ludzi (które są wynikiem
obserwacji również swoich klientów), składa się na arcyinteresujący monolog.
Nie jest to kobieta
lekkich obyczajów z tych, które stoją pod latarnią w tanich ciuchach drugiej
świeżości. Nie jest bezguściem (nosi kaszmirowe szale), nie jest głupia (wypowiada
się o przyciąganiu ziemskim, cytuje „starą dobrą Biblię"), dba o zdrowie (codziennie
jeździ na rowerze, biega), i w ogóle, gdyby nie jej profesja, mielibyśmy do
czynienia z zupełnie przeciętną kobietą. Przyjmuje klientów w swoim M3, dbając
o najwyższą jakość – przygotowuje się do każdej wizyty klienta biorąc pod uwagę
jego specjalne życzenia (np. przebieranki lub odegranie scenki ze znanego
pornosa). Pełen zakres usług seksualnych idzie czasem w parze z psychologicznymi.
Pozornie ma w głębokim poważaniu problemy rodzinne mężczyzn, ale koniec końców,
często o nich mówi.
Tematów, które porusza
w swoim słowotoku, jest mnóstwo, a wszystko przez ten zmysł obserwatorski. Czytamy
o kobietach przechodzących menopauzę, które wszędzie noszą ze sobą ogromne torby
pełne bluzek na zmianę, o bibliotekarkach, które „mężczyzn oceniają po
okularach”, o religii (domyślilibyście się, że można zrobić ołtarzyk pod
zlewem?!).
Według mnie to, o czym
mówi ta kobieta, jest oczywiście ważne, jednak dużo bardziej istotny i stanowiący
o jakości opowieści jest sposób, w jaki wszystko zostało przelane na papier. Zauważyłam
sporo zalet i jeden wielki minus. Wielokrotnie denerwowały mnie zbyt długie
zdania, czasem zajmujące ponad jedną stronę. Można to tłumaczyć charakterem
powieści – monologiem, może stylem nieco diariuszowym, a przecież w pamiętniku
piszemy szybko i wszystko, co ślina na język przyniesie, robimy dygresje,
odniesienia do przeszłości, przyszłości, teraźniejszości – chaos i miszmasz. Zakładamy
jednak, że naszego pamiętnika nikt nie przeczyta, a powieść Petry Hůlovej trafi
przecież do rzeszy czytelników! Zdania-gumy nie zawsze mi się podobały, ale tak
jak mówiłam, to jedyna (jednak dość bolesna) wada, jaką znalazłam w książce.
Plusem za to jest
bezczelność (sama się dziwię, że uznaję to za zaletę), dowcipność, i słowa,
których nie usłyszeliście nigdzie wcześniej, za to po przeczytaniu książki będą
wam chodzić po głowie przez długi czas (no, chyba że nigdy nie myślicie o
seksie). Brawa należą się tłumaczce Julii Różewicz, która musiała się nieźle
nagłowić, żeby odpowiednio przetłumaczyć niektóre wyrażenia. Ciekawa jestem,
jak po czesku brzmiał np. „gilgotałek-usypiałek”! W kwestii przekładu, bardzo
pozytywnie zaskoczyła mnie informacja na stronie redakcyjnej, że przekład
został dofinansowany przez Ministerstwo Kultury Republiki Czeskiej.
Nie polecam tej książki
osobom, które oczekują taniej pornografii, ale tym, które mają chęć na literaturę
o zabarwieniu erotycznym, skłaniającą jednak do przemyśleń nie tylko o charakterze
seksualnym.
Wydawnictwo Afera, Wrocław 2013
Recenzja opublikowana na DlaLejdis.pl
Dla zainteresowanych mały, cytatowy trailer książki:
"Jeżeli praca to dyscyplina i harówa, wówczas czas wolny musi być
juhuhuhuhu, żeby dało się jakoś przetrwać, bo nikt nie zamierza wiecznie bez
humoru zrywać kolejnych kartek z kalendarza, tylko chce żyć wśród dobrych
myśli, i zasługują na to także ostro zasuwające kurewki" (s. 116)
"…najpiękniejszym klejnotem kobiety, który ma za darmo nawet dla siebie,
jest uśmiech, a nie dąsy…" (s. 121)
"Nie wiem, czemu ci lubiący udawać zwierzęta mają takiego fioła na
punkcie wielokrotnych stosunków. Chyba myślą, że życie zwierząt to nie wiadomo
jaki szał, a przecież poza kilkoma tygodniami rui nikt tam nikogo nie pieprzy,
i gdyby jakaś lwica, ot tak, z nudów zaczęła walić lwu gruchę poza okresem
godowym, pewnie nieźle by jej dał w skórę, że co to za pomysły" (s. 144)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz