Słuchałam
ostatnio wywiadu radiowego z jednym z polskich przedstawicieli sceny reggae.
Dodam, że jest to jeden z moich ulubionych polskich wokalistów jeśli chodzi o
taką muzykę. Słuchając audycji, jednocześnie wpatrywałam się w okładkę
biografii Jimiego Hendriksa (prawda, że hipnotyzujące spojrzenie?). Do czego
zmierzam? Owy piosenkarz wypowiedział słowa, które wytrąciły mnie z równowagi,
wywołały dziwny skurcz i grymas na twarzy, zwątpienie. Dziwne, dziwne uczucie,
tym bardziej osobliwe, że akurat patrzyłam na twarz Hendriksa. Dobra, nie
przedłużam. Regałowiec powiedział: „Nie jestem fanem wirtuozerii gitarowej. Nie
bawi mnie to, nie podoba mi się to. Jestem fanem trzech dobrze dobranych
dźwięków”.
Spojrzenie na
okładkę. Podrapanie się po głowie. Masz Ci los, jaka dziwna emocja mnie
ogarnęła, nawet nie potrafię dobrze określić tego, co czułam. Chciałam w tym
momencie postawić wokalistę reggae, fana trzech dźwięków, obok osoby Jimiego
Hendriksa, wirtuoza gitary, i porównać osiągnięcia obu panów i ich wkład w rozwój
muzyki. Wiadomo, kto by wygrał. Wiem, wiem, o gustach się nie dyskutuje, a tym
bardziej nie powinnam porównywać reggae z rockiem. Przecież mnie też coś może
się nie podobać. Jak to się mówi, po tych słowach „złapałam zawiechę” i nie
wiedziałam, co o tej wypowiedzi sądzić. Właśnie słuchałam wywiadu z
człowiekiem, którego twórczość uwielbiam, jednocześnie spoglądając na zdjęcie
Jimiego Hendriksa, mistrza gitary.
Dobra, halo,
Ziemia! Oprócz okładki, „Pokój pełen luster. Biografia Jimiego Hendriksa” zawiera
również treść, więc kilka słów o tym.
Ogólnie rzecz
biorąc, biografie nie są łatwą lekturą. Trzeba przebrnąć przez życie człowieka
rok po roku, miesiąc po miesiącu. Ponoć najlepsze scenariusze pisze właśnie
życie, pełne cierpień, sukcesów, zwrotów akcji, patologii. Takie właśnie było
życie Jimiego Hendriksa. Autor biografii, Charles R. Cross, pisał książkę
cztery lata, przeprowadzając w tym czasie ponad trzysta wywiadów z ludźmi,
którzy na temat Jimiego mieli coś do powiedzenia. Dzięki jego wytrwałości i
uprzejmości wielu osób udało się stworzyć kompletną biografię o człowieku,
którego życie obrazuje powiedzenie „od pucybuta do milionera”.
Wszyscy znamy „Hey
Joe”, wszyscy wiemy, że we Wrocławiu co roku organizowany jest Thanks Jimi
Festival, ale ilu fanów gitarzysty wie, że ich idol w dzieciństwie przymierał
głodem? Że przez całe życie, obawiając się powrotu do ubogich czasów, wkładał
do buta dolara, aby mieć zabezpieczenie na czarną godzinę? Że już jako dorosły
facet, nadal był bity pasem przez ojca? Czy w końcu, że był w dzieciństwie
chorobliwie nieśmiały i się jąkał? Pewnie większość wie tylko tyle, że był
gwiazdą rocka, leworęcznym gitarzystą i narkomanem, który zarzygał się na
śmierć. Ktoś ostatnio powiedział mi, że ojciec Jimiego był saksofonistą, co
jest bzdurą. Skąd wiedział? Gdzieś to po prostu usłyszał. I tak rodzą się mity
o wielkich artystach. Szczerze mówiąc, sama nie wiedziałam wiele więcej, zanim
sięgnęłam po „Pokój pełen luster”.
Cieszę się, że
nie jest to jedynie zbiór faktów dotyczących kariery Jimiego. Autor przedstawia
muzyka całościowo, prowadzi przez dzieciństwo, jakiego nikt by sobie nie
życzył, poprzez służbę w wojsku, próby zabłyśnięcia na scenie muzycznej, w
końcu upragnioną karierę, która po pewnym czasie stała się przekleństwem. Charles
R. Cross przywołuje często słowa Jimiego, wiele anegdot, często zabawnych. Moją
uwagę przykuły fragmenty listów pisanych do ojca i do jednej z pierwszych
dziewczyn, jak również fragmenty pamiętnika.
Szkoda, że w czasach, kiedy kariera nabrała tempa, wpisy w pamiętniku
ograniczały się do trzech liter: S.O.S, co znaczyło „same old shit”, ale
właśnie to pokazuje, że nawet sława może przerodzić się w nieznośną rutynę. Po
przeczytaniu tego wszystkiego, z mojego umysłu znikł obraz wariata palącego
gitary na scenie, a pojawił się mężczyzna niezwykle inteligentny, wrażliwy,
trochę pokręcony, często nie mówiący niczego wprost.
Oczywistym jest,
że Jimi, już jako wielka gwiazda, obracał się w muzycznym światku równie
wielkich sław. Co za chichot losu: Jimi musiał długo udowadniać, że jest dobry
w tym co robi, zanim ktokolwiek zauważył jego geniusz, a później inni artyści
(np. Paul McCartney) stają się jego fanami. Wszystko to dostrzega autor biografii.
W życiu Jimiego pojawiały się takie postaci, jak Mick Jagger, Little Richard,
Janis Joplin, Beatlesi. Nawet jeśli ktoś nie jest fanem Jimiego, warto sięgnąć po tę pozycję,
choćby ze względu na ciekawe anegdoty świata muzycznego tamtych czasów.
Autor Charles R.
Cross jest dziennikarzem muzycznym, który oprócz biografii Hendriksa stworzył
m. in. monografię Led Zeppelin. Jeżeli jest napisana tak dobrze, jak „Pokój
pełen luster”, z pewnością po nią sięgnę. Charles R. Cross operuje dość
dosadnym językiem, nie boi się nazwać kogoś idiotą czy używać potocznych
zwrotów typu „coś tam leży i kwiczy”. W niektórych przypadkach wydawałoby się
to kolokwialne, ale u niego brzmi po prostu dobrze.
Do
wszystkich fanów i osób, którym Jimi Hendrix nie jest obojętny: „Nie przegap
tego człowieka, który jest Dylanem, Claptonem i Jamesem Brownem w jednym!” (s.
159). Nie przegap „Pokoju pełnego luster”.
Wydawnictwo Dolnośląskie - dziękuję!
Thankfulness to my father who informed me on the topic of this website, this webpage is genuinely amazing.
OdpowiedzUsuńLook into my site - Golfnow San Diego
Appreciation to my father who stated to me concerning this website,
OdpowiedzUsuńthis weblog is actually amazing.
Feel free to visit my blog post golf digest hot list 2011 bags