wtorek, 27 sierpnia 2013

Koncert: Regałowisko Bielawa Reggae Festiwal, 22-24.08 2013

Są w Polsce dwa miejsca, które śmiało uznaję za magiczne. Międzygórze i Bielawa.  Nie tylko dlatego, że ukochałam sobie Sudety. Międzygórze rzeczywiście jest wyjątkowe ze względu na krajobrazy, ale Bielawa, oprócz pięknych widoków, ma w sobie coś jeszcze: co roku pod koniec sierpnia świeci tam jamajskie słońce, rozbrzmiewa jamajska muzyka, a po okolicy kręci się mnóstwo osób w dreadach. REGAŁOWISKO, i wszystko jasne!

Kilka dni przed Regałowiskiem złapało mnie lekkie przeziębienie. Nos zatkany, uszy zatkane, gardło drapiące. Co w tej sytuacji zrobić? Jechać czy nie jechać na festiwal? Wybór byłby łatwiejszy, gdyby nie fakt, że noce są już chłodne, a spać trzeba pod namiotem… Pamiętacie notkę z początku wakacji? Wymieniłam w niej koncerty i festiwale, na których chciałam zjawić się w ciągu lata. Regałowisko Bielawa Reggae Festiwal również tam był, a że do tej pory wszystkie punkty udało mi się zaliczyć, szkoda zawalić sprawę i nie pojechać na Regałowisko przez głupi ból gardła… Jeszcze w piątek  rano wahałam się. W końcu pomyślałam: Hanka, do Bielawy masz godzinę autobusem, będziesz się źle czuła to wrócisz, proste. Uff, jak dobrze, że się zdecydowałam!

Trochę ciężko było trafić do Bielawy z Wrocławia ze względu na objazdy, ale po kilku nadrobionych kilometrach wreszcie ujrzeliśmy tabliczkę z nazwą miejscowości. Niestety Bielawa była dość słabo oznakowana (albo to my jesteśmy ślepi), był tylko jeden drogowskaz na parking, zero wskazówek na teren festiwalu. Na szczęście mieszkańcy Bielawy są bardzo uprzejmi, o czym przekonaliśmy się także w trakcie dwóch dni festiwalu. 

Znaleźliśmy skrawek wolnego miejsca na polu namiotowym, rozstawiliśmy naszą hacjendę i… Regałowanie czas zacząć!

Szczerze przyznam, że nie znałam wszystkich wykonawców tegorocznej edycji. Niektórych zaczęłam słuchać zaledwie tydzień temu, żeby wiedzieć mniej więcej, co mnie czeka. Ale to jest właśnie fajne w festiwalach, że nie musisz znać na pamięć utworów artystów, a i tak świetnie się bawisz, bo oprócz skakania pod sceną jest sporo alternatywnych możliwości spędzania czasu. Nie mam na myśli jedynie zwiedzania sklepów monopolowych :D Nie sposób być też na wszystkich koncertach, bo zwyczajnie ogłuchniesz, jeśli nie masz stoperów w uszach. Inna sprawa, że były dwie sceny: główna i soundsystemowa. Dlatego pokrótce napiszę,  na czyich koncertach udało mi się być i które zapamiętam do końca życia.


Piątek

Przede wszystkim Alborosie! Nie sposób go nie zapamiętać, już choćby ze względu na wygląd wokalisty. Dready do kolan, megagrube i cieńsze. Gdyby Alborosie je ściął, byłby kilka kilogramów lżejszy. Podczas koncertu bawił się dreadami celując niczym karabinem w publiczność, imitując lasso i co tam jeszcze. Włoski muzyk zrobił fantastyczne show.
Alborosie, fot. Izabela Brodziak
 
Na scenie szaleje Mesajah, ale spójrzcie jakie fajne piłki!
Na scenie głównej tego dnia zagrali też The Whiff (roots rodem z Wrocławia), Pentateuch, Maleo Reggae Rockers (Maleo jak zawsze w formie, nie starzeje się!), Israel Vibration i Mesajah (energia i radość jak zawsze plus piękne chórki I Grades). 

Koncerty na scenie głównej się skończyły, poszliśmy zatem bawić się pod namiotem soundsystem. Dancehall Masak-Rah – i wszystko jasne. Najwytrwalsi zostali chyba do 6 rano? Kto choć raz ich widział, ten na słowa „Zostaw mnie!” oraz „Wszyscy w prawo prawo prawo, w lewo w lewo w lewo!” na pewno się uśmiechnie i przypomni sobie zakwasy w nogach następnego dnia;)

Muzyka nie ucichła ani na chwilę, grała non stop całą noc, do samego rana. Może niektórym ciężko było przez to zasnąć pod namiotami, ale kto by tam spał na Regałowisku! 


Sobota 

Festiwalowiczów przywitało piękne słońce, niektórych pewnie też kac morderca. A na kaca? Zimny prysznic za symboliczne dwa złote. Koncerty zaczynały się dopiero o 18, trzeba było zorganizować sobie jakoś czas, albo zregenerować siły drzemką w namiocie. 

W sobotę na scenie królowali Capleton i Protoje. Capleton, ubrany w kolorowy strój przypominający szaty króla skakał jak szalony po scenie, przekazując publiczności niesamowitą energię. Mnóstwo rąk w górze, flagi… Mimo późnej pory zebrał mnóstwo ludzi pod sceną. Czekałam bardzo na ten koncert i nie zawiodłam się. Protoje, muzyk o chłopięcej urodzie, na tegorocznej trasie promuje swój nowy album „The 8 year affair”. Bez wątpienia zjednał sobie polską publiczność, zszedł nawet ze sceny aby przez chwilę być bliżej fanów. Ma świetny zespół i uzdolnione chórki.
Protoje, fot. Izabela Brodziak
Z polskiej sceny reggae tego dnia zobaczyliśmy Marikę ze Spokoarmią. Marika jak zawsze piękna i uśmiechnięta, mimo zmęczenia również zeszła do rozradowanej publiczności, dała z siebie wszystko. Na nią zawsze można liczyć;) Wcześniej występowali też Vavamuffin, a na zakończenie Paprika Korps

Festiwal powoli się kończył, więc trzeba było wykorzystać ostatki sił i energii i bawić się do rana pod sceną soundsystemową. Randy Valentine był dobry, ale według mnie największe oklaski należą się Sentinel Sound. Na stronie www.regalowisko.pl napisano, że soundsystem dostarcza „rozrywki na najwyższym poziomie”… Chyba nie mam nic więcej do dodania w temacie. Mimo że zbliżało się rano, namiot był wypełniony po brzegi i zabawa trwała w najlepsze do samego rana. 


Niedziela 
 
Na wstępie chciałabym pozdrowić ekipę, która o 6 lub 7 rano w niedzielę na polu namiotowym krzyczała „EEEEOOOO, eeeeeoooo! Wstawać, nie ma spania!” – czy tylko ja się z tego śmiałam na głos zamiast wkurzać? ;)

Niedziela… Czyli koniec Regałowiska. Skończyło się szybko, ale może to i dobrze, kolejnego dnia imprezy mój organizm by nie wytrzymał. Wróciłam do domu i od razu dosłownie zwaliło mnie z nóg, wreszcie mogłam nafaszerować się gripexem, położyć do łóżka i wspominać oglądając zdjęcia.
Bawmy się!
 
Jeszcze bardziej się bawmy!



A tu znowu rano!

Pink Floyd też byli na Regałowisku!

Jeszcze kilka słów o organizacji: już w piątek nie było miejsc na parkingu przy terenie festiwalu, trzeba było się cofać i szukać drugiego parkingu albo parkować pod czyimś domem. Na szczęście, jak już wspomniałam, mieszkańcy Bielawy są bardzo serdeczni i nie robili z tego problemu. Prysznice zimne, ale za to żarcie jakie dobre! Szczególnie makaronowe kubełki, niebo w gębie! Jamajskie jedzenie, oklepane zapiekanki, a na śniadanie parówki w „Barze Sudety”. Sporo stoisk z koszulkami, biżuterią itd. Toi toi’e po pewnym czasie już tylko dla odważnych, a dla bogatych – toalety z prawdziwego zdarzenia za złocisza. Ładowanie telefonu również za złocisza. 
No tak, za wiele rzeczy trzeba płacić, ale za atmosferę, jaka panowała na festiwalu, na szczęście nie. Gdyby wszędzie było tak sympatycznie jak na Regałowisku, ludziom żyłoby się lepiej! Z uśmiechem wspominam wiele spontanicznych i radosnych sytuacji, jak na przykład tę, kiedy ze znajomymi zaczepialiśmy przypadkowych ludzi i robiliśmy sobie z nimi zdjęcia. Na jednym z nich jest jakieś 20 osób, zresztą spójrzcie:


Dziękuję za milion uśmiechów i mnóstwo radości! Wiadomo, że przybywam za rok! Za zdjęcia dziękuję Izabeli Brodziak :)

6 komentarzy:

  1. Świetnie napisane:) bede sledzic na pewno!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ło jejku, chyba bym się nie wybrała na Regałowisko, ale jak na Woodstock też mnie nie kręci... Ale z tym pierwszym to dlatego, że nie słucham regaee. :) Ale na Festival Legend Rocka w Dolinie Charlotty się nastawiam na przyszły rok. :-)

    A jak to jest na tym Regałowisku jeśli chodzi o namioty? Nie ma kradzieży itp? Płaci się za rozlożenie go?

    Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marta, za namioty się płaci, ale nie są to duże pieniądze. Z tego co wiem w tym roku raczej nie było kradzieży, albo jakieś znikome ilości ;)

      Usuń
  3. Hania - szkoda, że odpuściłaś pierwszydzień Regałowiska- koncert IJahmana, unlimited session z Jah Shaka i pierwszy wieczór w namiocie ss...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam IJahmana całym sercem, ale byłam na jego koncercie już dwa razy we Wrocławiu, w związku z tym odpuściłam sobie piątek :)

      Usuń