niedziela, 14 września 2014

Książka: Daphne Barak "Ratując Amy. Historia bez happy endu"

Zmęczyłam tę książkę do końca tylko dlatego, że nie lubię niedoczytywać. Jest tak kiepska, że najchętniej zacytowałabym ją całą, abyście poczytali razem ze mną, a później wspólnie spuścilibyśmy na nią zasłonę milczenia. Milczałam o niej przez jakieś 2 miesiące, kiedy to skończyłam czytać, ale dziś, dziś! Przerwijmy milczenie, dlaczego sama mam cierpieć nad tą pomyłką wydawniczą? Pocierpcie i Wy! Amy przewraca się w grobie, mnie się flaki przewracają.

„Ratując Amy. Historia bez happy endu” jest jedną z tych książek, na których ma zarobić grubą kasę jak najwięcej osób z okazji śmierci głównego bohatera, w tym przypadku Amy Winehouse.

Pamiętam dzień, w którym Amy zmarła. Jechałam następnego dnia na wakacje, było mi trochę smutno. A potem, na wakacjach, cały tydzień padało. Niebo płakało nad śmiercią Amy Winehouse… Hm, na to zdanie też jakaś zasłonka milcząca mogłaby zjechać.

Daphne Barak „jest jedną z czołowych dziennikarek przeprowadzających studyjne wywiady z najwybitniejszymi osobistościami, głowami państw, politykami, gwiazdami Hollywood i muzykami”. Może rzeczywiście ma gadane, ale litości, niech nie przenosi swojej gadaniny na papier, bo efekt jest opłakany. Ona sama myśli, że efekt jest wspaniały, ba, wielokrotnie w trakcie pisania przypomina, z kim przeprowadzała wywiady, oraz że w wielu krajach jest popularniejsza od samej Amy Winehouse. Kurcze, to naprawdę takie łatwe? Jeśli też będę pisać teksty, w których w co drugim zdaniu użyję wyrażeń „z pewnością”, „jednakże”, „a także” i „lecz także”, stanę się popularniejsza od Amy? Z PEWNOŚCIĄ:



Dodajmy jeszcze do tego masło maślane, czyli powtórzenie tej samej myśli w narracji i dialogu:


… oraz niezrównoważenie czasoprzestrzeni:



... proszę bardzo, z takimi umiejętnościami możemy iść przeprowadzać wywiad z Johnnym Deppem.

Mam wrażenie, że to nie jest książka o Amy, czy też o jej ratowaniu, jak sugeruje tytuł. Autorka nie przeprowadziła wywiadu z Amy. Rozmawiała z nią na imprezach, pożyczała jej sukienki (!), ale nie sądzę, że miało to związek z tym, co wypisuje w książce. Większość tekstu to opis relacji Daphne Barak z ojcem Amy Winehouse, Mitchem oraz relacjach Mitch-Amy. Amy przedstawiona jest jako ciągle naćpana i pijana, zakochana w Blake’u artystka. Rany boskie, i bez tego wszyscy wiemy, co wykończyło Amy. Miałam nadzieję, że poczytam więcej o jej muzyce, jej utworach, cokolwiek… Nie na miejscu wydaje mi się też wybór fotografii do publikacji. Amy patrząca nieobecnym wzrokiem, z biustem na wierzchu, i podpis: „Amy wychodzi z ulubionego klubu” – serio? Poza tym, jeśli miała być to książka o Amy, to po co autorka publikuje w niej SWOJE zdjęcia? Tego nie wie nikt. Koniec gadki, lepiej słuchajmy Amy!


G+J Książki, Warszawa 2011

Biorę udział w WYZWANIU

czwartek, 11 września 2014

Potok słów: nowa jesień!

Czy ja dawałam znać, że nie będzie mnie tu już tak często? Kurcze, nie, a to z tego jednego względu, że moja nieobecność nie była planowana. Codziennie myślę sobie: „wypadałoby coś napisać.... ale może nie dziś?”. Nie wiem, co się stało. Chociaż… chyba po prostu życie mnie dopadło. Inaczej: życie mi się zmieniło. Z dnia na dzień, dosłownie. Trudno mi się przyznać przed samą sobą, że chyba już nie czuję potrzeby pisania recenzji. Przynajmniej nie w takiej formie, jak dotychczas. Chciałabym poskromić moją tendencję do rozpisywania się, bo książki trzeba czytać przede wszystkim, a o książkach można ewentualnie coś "podczytać".  

Nie pamiętam, kiedy byłam ostatnio na koncercie. JezuMario, dwa lata temu latałam na koncerty co najmniej raz w tygodniu, a zdarzało się, że częściej. Ale spoko, nie czuję, że przez moją malejącą frekwencję na wydarzeniach kulturalnych wdziera się w moje życie jakaś luka. Kiedy poczuję – pójdę na koncert. Po prostu czasem się nie chce, może dopadły mnie czasy, kiedy po pracy wolę wrócić do domu i odpocząć, zamiast iść na miasto. Ano właśnie, praca, już nie studia, i całe szczęście!

Chilluje, chilluje… Jak fajnie, że mnie nie ma, a Wy jesteście! Spojrzałam właśnie na statystyki i humor mi się poprawił. Pewnie będzie mnie mniej, ale będę. A kto wie, może nagle coś się przestawi i będę pisać codziennie.

[dopisane 4 godziny później: pierwszy krok przestawienia właśnie nastąpił: Wrocławskie Towarzystwo Gitarowe szuka wolontariuszy na Festiwal Gitara Plus. Współpracowałam jakiś czas temu z WTG, a w tym roku na Festiwalu wystąpi Jesse Cook, wspaniały, doskonały… Warto się zakręcić ;) Wrocławianie, polecam!]
  
Niezbyt często jestem czegoś stuprocentowo pewna, ale wiem na pewno: TO BYŁO DOBRE LATO. "Nigdy nie będzie takiego lata"... 


Z nieco mniejszą pewnością, ale nieustającą nadzieją mówię: to będzie dobra jesień. Przede mną nowy sezon bębniarski, nowe wyzwania, nowe sytuacje, nowe buty i starzy przyjaciele!

A moje wakacje… - Tfuuu, urlop! – wyglądał tak:



Właściwie moje życie wewnętrzne ostatnio wygląda właśnie tak... Mam nadzieję, że moje widoki na przyszłość również prezentują się podobnie. interpretacja dowolna, jak na mój gust – wspinanie się na szczyty (np. szczyty głupoty :D), poszerzanie horyzontów, bujanie w obłokach i… no właśnie, co jeszcze?

Jeśli macie chwilę, zajrzyjcie tutaj: http://odwaznik-kultury.blogspot.com/

Jeśli macie dwie chwile, upieczcie sernik dla mamy/przyjaciółki/ukochanej/ukochanego! :)