Independent.pl |
Jak dobrze, że Goran Bregović regularnie przyjeżdża do
Polski! Jest to chyba jedyny artysta, którego koncert poleciłabym każdemu bez
wyjątku, niezależnie jakiej muzyki ktoś słucha, i czy zna choćby jeden utwór
tego znakomitego muzyka. Sama prawie dwa lata temu wybrałam się na jego koncert
we wrocławskiej Hali Stulecia, i wtedy postanowiłam, że jeśli tylko znów
przyjedzie do Polski, na pewno zjawię się na koncercie. Okazję ku temu miałam w
zeszłą sobotę, dzięki koncertowi wRock For Freedom. Impreza odbywa się co roku
na terenie zajezdni autobusowej przy ulicy Grabiszyńskiej na pamiątkę sierpnia
1980.
Pamiętacie hit „Bo jo cie kochom”? Wrocławianie mieli okazję
usłyszeć go w sobotę na żywo, ponieważ oprócz Bregovića tego dnia na scenie
zagrał także zespół De Press. W ogóle, jeśli miałabym jednym zdaniem opisać
tegoroczny wRock For Freedom, rzekłabym: magia folkloru! Bo przecież i De
Press, i grający później Zakopower, oraz wisienka na torcie w postaci Gorana
Bregovića wraz z Wedding & Funeral Band, to przedstawiciele muzyki, która z
mainstreamem ma niewiele wspólnego. Tego dnia we Wrocławiu królował folklor,
muzyka bałkańska i góralska z rockowym zacięciem. Jak się okazało, Wrocławianie
taką muzykę kochają! I nie tylko Wrocławianie, w tłumie dało się zauważyć i
usłyszeć również sporo obcokrajowców.
De Press i Zakopower zagrali koncerty na najwyższym
poziomie. Jeśli ktoś myśli, że Zakopower trudni się jedynie pisaniem piosenek
do reklam banku, to jest w błędzie. Już drugi raz byłam na ich koncercie i
powiem krótko: pełen profesjonalizm. Niezwykle charyzmatyczny Sebastian
Karpiel-Bułecka, świetnie dogadujący się ze sobą muzycy i przede wszystkim sama
muzyka sprawiła, że publiczność bawiła się świetnie, śpiewała refreny i długo
klaskała. Góralskie rytmy z rockowym zacięciem były świetną przystawką przed
gwiazdą wieczoru. Zresztą nie tylko z rockowym, w ich muzyce słychać przecież
także i pop, i reggae, nieraz punk. Zakopower zaprezentowali własne utwory oraz
kilka coverów. Usłyszeliśmy „Obławę” Jacka Kaczmarskiego (wersję idealną do
pogowania pod sceną!), „Dzikie wino” Marka Grechuty (przepiękne wykonanie), i
„Dziewczynę o perłowych włosach” węgierskiego składu Omega. Zakopower ponownie
zaskoczyli mnie kreatywnością. Pamiętam, jak dwa lata temu we Wrocławiu zagrali
własną wersję lambady. Wtedy kupiłam ich totalnie, ale nie wiedziałam, że na
wRock For Freedom ponownie mnie czymś zaskoczą. A jednak! W jeden ze swoich
hitów, piosenkę „Udomowieni”, sprytnie wpletli znany motyw „Woo-hoo!” z „Song 2” zespołu Blur, dzięki czemu
utwór nabrał nowej mocy, a uradowana publika tak się zaangażowała, że wołała „Woo-hoo”
nawet wtedy, kiedy nie było trzeba ;). Oprócz takich kawałków jak fenomenalne
„Boso” czy „Galop”, na uwagę zasługuje także utwór „Kac”, bardzo mi zapadł w
pamięć na tym koncercie. Nie żeby odzwierciedlał mój stan, ale myślę, że wielu
Polaków mogłoby sobie często tę piosenkę nucić aby odegnać ból głowy.
Entuzjastycznie przyjęci przez publiczność muzycy Zakopower skończyli grać, i
nastąpiła kilkuminutowa przerwa, podczas której pod sceną zaczęło robić się
coraz ciaśniej, a tłum napierał do przodu.
Chwilę przed 21 przywoływany przez publiczność Goran Bregović
wyszedł na scenę. Ubrany cały na biało, z szelmowskim uśmiechem i pełną luzu
postawą chwycił gitarę… i się zaczęło! Dawno nie widziałam, żeby już od
pierwszych minut koncertu publiczność tak się wczuła w klimat. Wszyscy
wyglądali, jakby tylko czekali na pierwsze bałkańskie brzmienia! Nie było
osoby, której nie porwałaby ta bomba energetyczna o nazwie „Goran Bregović and
Wedding & Funeral Band”. Ci mniej aktywni jedynie lekko podrygiwali, ale
większość kompletnie oddała się koncertowemu wariactwu: skakanie, machanie
głowami i głośne owacje kiedy Goran grał swoje największe hity – to wszystko
miało miejsce nieprzerwanie podczas trwania koncertu. Bałkańskie rytmy
zawładnęły każdym bez wyjątku. Dwie Bułgarki w ludowych strojach czarowały
swoim śpiewem, cały zespół był świetny, ale to Goran przykuwał najwięcej uwagi.
Usłyszeliśmy takie hity jak „Kalashnikov”,
„Gas Gas”, „Opa Cupa”, „Ederlezi”, czy nowsze „Presidente” i
„Balkaneros”, które w wersji studyjnej jest nagrane w duecie z Gipsy Kings.
Miałam wielką nadzieję, że usłyszę „Balkaneros” na żywo, bo jest to utwór który
ostatnio szczególnie wpadł mi w ucho, nie da się przy nim nie tańczyć. Marzenia
się spełniają, polecam każdemu posłuchać tego utworu. Nie zabrakło ukłonu w
stronę polskich fanów – Bregović zaśpiewał po polsku refren „Prawy do lewego”,
wołał wraz z publicznością „Do boju!”, jednym słowem – cieszył się z tego
koncertu tak samo jak kilkutysięczny tłum zgromadzony pod sceną. O bis nie dał
się długo prosić. Wspólnie zaśpiewane „In the death car” oraz okrzyk „If you
don’t go crazy, you’re not normal!” zapamiętam na długo… Aż do następnego
koncertu Gorana w Polsce.
Relacja napisana dla Independent.pl
Na Fortecę nie zdążyłaś? Miałam być w tym dniu, no ale ...
OdpowiedzUsuńMarta