środa, 4 września 2013

Koncert: wRock For Freedom (Goran Bregovic i inni), Wrocław, 31.08.2013

Independent.pl
Jak dobrze, że Goran Bregović regularnie przyjeżdża do Polski! Jest to chyba jedyny artysta, którego koncert poleciłabym każdemu bez wyjątku, niezależnie jakiej muzyki ktoś słucha, i czy zna choćby jeden utwór tego znakomitego muzyka. Sama prawie dwa lata temu wybrałam się na jego koncert we wrocławskiej Hali Stulecia, i wtedy postanowiłam, że jeśli tylko znów przyjedzie do Polski, na pewno zjawię się na koncercie. Okazję ku temu miałam w zeszłą sobotę, dzięki koncertowi wRock For Freedom. Impreza odbywa się co roku na terenie zajezdni autobusowej przy ulicy Grabiszyńskiej na pamiątkę sierpnia 1980.

Pamiętacie hit „Bo jo cie kochom”? Wrocławianie mieli okazję usłyszeć go w sobotę na żywo, ponieważ oprócz Bregovića tego dnia na scenie zagrał także zespół De Press. W ogóle, jeśli miałabym jednym zdaniem opisać tegoroczny wRock For Freedom, rzekłabym: magia folkloru! Bo przecież i De Press, i grający później Zakopower, oraz wisienka na torcie w postaci Gorana Bregovića wraz z Wedding & Funeral Band, to przedstawiciele muzyki, która z mainstreamem ma niewiele wspólnego. Tego dnia we Wrocławiu królował folklor, muzyka bałkańska i góralska z rockowym zacięciem. Jak się okazało, Wrocławianie taką muzykę kochają! I nie tylko Wrocławianie, w tłumie dało się zauważyć i usłyszeć również sporo obcokrajowców.

De Press i Zakopower zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Jeśli ktoś myśli, że Zakopower trudni się jedynie pisaniem piosenek do reklam banku, to jest w błędzie. Już drugi raz byłam na ich koncercie i powiem krótko: pełen profesjonalizm. Niezwykle charyzmatyczny Sebastian Karpiel-Bułecka, świetnie dogadujący się ze sobą muzycy i przede wszystkim sama muzyka sprawiła, że publiczność bawiła się świetnie, śpiewała refreny i długo klaskała. Góralskie rytmy z rockowym zacięciem były świetną przystawką przed gwiazdą wieczoru. Zresztą nie tylko z rockowym, w ich muzyce słychać przecież także i pop, i reggae, nieraz punk. Zakopower zaprezentowali własne utwory oraz kilka coverów. Usłyszeliśmy „Obławę” Jacka Kaczmarskiego (wersję idealną do pogowania pod sceną!), „Dzikie wino” Marka Grechuty (przepiękne wykonanie), i „Dziewczynę o perłowych włosach” węgierskiego składu Omega. Zakopower ponownie zaskoczyli mnie kreatywnością. Pamiętam, jak dwa lata temu we Wrocławiu zagrali własną wersję lambady. Wtedy kupiłam ich totalnie, ale nie wiedziałam, że na wRock For Freedom ponownie mnie czymś zaskoczą. A jednak! W jeden ze swoich hitów, piosenkę „Udomowieni”, sprytnie wpletli znany motyw „Woo-hoo!” z „Song 2” zespołu Blur, dzięki czemu utwór nabrał nowej mocy, a uradowana publika tak się zaangażowała, że wołała „Woo-hoo” nawet wtedy, kiedy nie było trzeba ;). Oprócz takich kawałków jak fenomenalne „Boso” czy „Galop”, na uwagę zasługuje także utwór „Kac”, bardzo mi zapadł w pamięć na tym koncercie. Nie żeby odzwierciedlał mój stan, ale myślę, że wielu Polaków mogłoby sobie często tę piosenkę nucić aby odegnać ból głowy. Entuzjastycznie przyjęci przez publiczność muzycy Zakopower skończyli grać, i nastąpiła kilkuminutowa przerwa, podczas której pod sceną zaczęło robić się coraz ciaśniej, a tłum napierał do przodu.


Chwilę przed 21 przywoływany przez publiczność Goran Bregović wyszedł na scenę. Ubrany cały na biało, z szelmowskim uśmiechem i pełną luzu postawą chwycił gitarę… i się zaczęło! Dawno nie widziałam, żeby już od pierwszych minut koncertu publiczność tak się wczuła w klimat. Wszyscy wyglądali, jakby tylko czekali na pierwsze bałkańskie brzmienia! Nie było osoby, której nie porwałaby ta bomba energetyczna o nazwie „Goran Bregović and Wedding & Funeral Band”. Ci mniej aktywni jedynie lekko podrygiwali, ale większość kompletnie oddała się koncertowemu wariactwu: skakanie, machanie głowami i głośne owacje kiedy Goran grał swoje największe hity – to wszystko miało miejsce nieprzerwanie podczas trwania koncertu. Bałkańskie rytmy zawładnęły każdym bez wyjątku. Dwie Bułgarki w ludowych strojach czarowały swoim śpiewem, cały zespół był świetny, ale to Goran przykuwał najwięcej uwagi. Usłyszeliśmy takie hity jak „Kalashnikov”,  „Gas Gas”, „Opa Cupa”, „Ederlezi”, czy nowsze „Presidente” i „Balkaneros”, które w wersji studyjnej jest nagrane w duecie z Gipsy Kings. Miałam wielką nadzieję, że usłyszę „Balkaneros” na żywo, bo jest to utwór który ostatnio szczególnie wpadł mi w ucho, nie da się przy nim nie tańczyć. Marzenia się spełniają, polecam każdemu posłuchać tego utworu. Nie zabrakło ukłonu w stronę polskich fanów – Bregović zaśpiewał po polsku refren „Prawy do lewego”, wołał wraz z publicznością „Do boju!”, jednym słowem – cieszył się z tego koncertu tak samo jak kilkutysięczny tłum zgromadzony pod sceną. O bis nie dał się długo prosić. Wspólnie zaśpiewane „In the death car” oraz okrzyk „If you don’t go crazy, you’re not normal!” zapamiętam na długo… Aż do następnego koncertu Gorana w Polsce. 

Relacja napisana dla Independent.pl

1 komentarz:

  1. Na Fortecę nie zdążyłaś? Miałam być w tym dniu, no ale ...

    Marta

    OdpowiedzUsuń