poniedziałek, 13 lutego 2017

Potok słów: przemyślenia szpitalne

Ostatni tydzień spędziłam w szpitalu.

Przeczytane książki: 0
Przeczytane strony: 0.

Zdjęta bólem nieraz nie mogłam zasnąć. Nie mogłam czytać książek. Nie wychodziłam na spacerki po korytarzu, bo dział zakaźny, a po co mi kolejne choróbsko. No i jeszcze… nie wiem czy tylko na tym oddziale tak jest, czy na wszystkich – drzwi do sali chorych pootwierane. Niby nie chce się patrzeć na innych chorych leżących w łóżkach, ale ciekawość jest silniejsza i nieraz gdzieś tam oko (jedno, bo jedno, ale zawsze, bo drugie  chore) łypnęło. I zobaczyło to, czego nie chciało zobaczyć, czyli nieszczęścia ludzkie w białej pościeli.

Najłatwiej będzie napisać w punktach.

1. Może to karmienie próżności, ale w granicach normy. Już nigdy nie pomyślę, że jestem brzydka, że powinnam mieć dłuższe nogi, dłuższe rzęsy, większe oczy, gęstsze włosy czy cokolwiek innego. Jestem ładna, taka jaka jestem, i wszyscy jesteśmy właśnie tacy, jacy powinniśmy być. Odpowiedni. Czasem można źle wyglądać czy być zaniedbanym, ale każdy jest odpowiedni. Przez ostatni tydzień połowa mojej twarzy była tak zeszpecona, że trudno było spojrzeć w lustro. Taki Quazimodo, albo bokser po nokaucie. Swoje zdjęcie miałam odwagę wysłać tylko najbliższym przyjaciołom. 

Dopiero gdy na własnej skórze poczułam (i zobaczyłam!) jak choroba może zeszpecić wygląd człowieka, doszłam do wniosku, jakie to są pierdoły przejmować się, że np. nie zdążyłam się pomalować przed pracą, czy że paznokcie wymagają natychmiastowego piłowania. Dbanie o siebie – pewnie że tak. Ale przy braku narzekania co do własnego wyglądu, który tak naprawdę jest dobry. Zazwyczaj szczupłe dziewczyny mawiają „ale jestem gruba”, sama nieraz łapałam się na jakichś „jestem szczupła, ale mam brzuszek” albo chciałam mieć bielsze zęby. Bez sensu. Jestem ładna i już, i wszyscy jesteśmy ładni.

2. Inni pacjenci
Mimo że byłam w dwuosobowej sali, gdzieś z oddali dochodziły głosy nieszczęść.
Wspomniane wyżej oko nieraz łypnęło na kobiecinę anorektyczkę. Zza drzwi widać było jedynie nogi – czyli w zasadzie same kości – pieluchę i cewnik moczowy (tak to się nazywa?). Któregoś dnia słyszałam jak woła do pielęgniarki: „nie dość, że jestem gruba, to jeszcze (…)”. Płakać się chce.
Z tej samej sali szpitalnej dochodziło od kilku dni rzężenie. Okazało się, że to nie jakieś zwykłe inhalacje, tylko drenaż opłucnej. Wystarczy zobaczyć w google, jaką grubą rurę wbijają pacjentowi w płuco. Ciarki przechodzą.

3. Sala
Pani, z którą leżałam na sali, ma 74 lata, leczy się na boreliozę. To kobieta, która pokazała mi czym jest zwykła, bezinteresowna pomoc drugiemu człowiekowi oraz pokora, a także cierpliwość i pasja. Było mi głupio i wymagało dużej pokory, aby prosić ją o pomoc; bo ta starsza pani była w tej chwili zdrowsza ode mnie i bardziej „na chodzie”. Podawała jedzenie i przynosiła herbatę, kiedy byłam przykuta do łóżka kolejnymi kroplówkami. Nie skarżyła się na ból i całe dnie dziergała na szydełku przepiękne róże, od rana do wieczora! Silna kobieta!

4. Babcia Zosia
Chciałam ją poznać, od kiedy usłyszałam gdzieś z oddali jej wołanie: „Ja jestem babcia! Ja mam 91 lat!”. Nigdy nie widziałam pani Zosi, za to słychać ją było na całym oddziale, tak głośno opowiadała. O wszystkim i o niczym, czasami mając słuchaczy (rodzina) a czasem nie. W zasadzie chyba obie opcje jej odpowiadały. Pani leżąca, starowinka, a jednak o donośnym głosie i niezwykłej pogodzie ducha. Czasem jedną nogą była już w „tamtym świecie”, np. kiedy zmieniano jej opatrunki na nogach, nie wiedziała, że w ogóle ma jakieś rany. Kiedy pielęgniarka jej to uświadomiła, babcia rzekła: „Aaa… to kotki mnie pogryzły! Raz, dwa, trzy!”. Czasem wykrzykiwała „Chodźcie do mnie wszyscy!” albo „kiciusiu… kici kici, no chodź, kici kici!”. Opowiadała o swoim życiu. Kilka razy dziennie rozpoczynała różne historie: o swoich siostrach, o hitlerowcach, o jakichś majorach, często o wojnie. W nocy chciała wstawać, mimo że pewnie od wielu miesięcy nie zrobiła ani kroku. Harcowała do 4 rano opowiadając historie. Codziennie odwiedzała ją rodzina. Niesamowicie pogodni, cierpliwi ludzie. Babcia Zosia wyglądała na szczęśliwą. Pozazdrościć tak silnego organizmu. Została wypisana do domu szybciej niż ja.

5. Odwiedziny
Zastanawiałam się, czy na oddziale zakaźnym można odwiedzać pacjentów. Okazało się, że nie ma żadnego problemu, można siedzieć nawet do 22-giej. Dziękuję wszystkim, którzy przezwyciężyli obawy i odwiedzili. Dziękuję tym, którzy w ten dziwny czas byli przy mnie myślą, mową, modlitwą, obecnością. Jakoś łatwiej było to przetrwać… Dziękuję tym, którzy czytali na głos książkę!

6. Posiłki w szpitalach
Fuj. Fuj. Dziękuję wszystkim, którzy dokarmiali mnie z zewnątrz!

7. Szacunek dla pielęgniarek całego świata! Babki robią taką robotę, że głowa mała!

8.  Dbanie o zdrowie

Lekarze i pielęgniarki byli zaskoczeni, że półpasiec dopadł akurat twarz! Radzę wam, dbajcie o zdrowie, nie ignorujcie przeziębień, przedłużającego się kaszlu, ale także chronicznego zmęczenia. Jest taki moment, kiedy organizm mówi STOP, zwolnij. Najwyraźniej przegapiłam ten znak. Nie dbałam o siebie, zerowa odporność, stresy, smutki… No to teraz mam. Możliwe, że zaatakowane oko będzie teraz gorzej widzieć, a ból utrzymywać się 2 lata. Dbajcie o siebie, naprawdę nie jesteśmy robotami! 

Życzę zdrowia i pozdrawiam zimowo - widok z okna :) 

piątek, 10 lutego 2017

Książka: Marie Kondo "Magia sprzątania"

Najbardziej oryginalnym prezentem, a przy okazji najbardziej praktycznym, jaki dostałam na urodziny, był… Kosz na śmieci! Serio, kiedyś wyrzuciłam stary kubeł i przez kilka miesięcy nie kupiłam nowego… Kochani przyjaciele sprawili mi kosz, i to nie byle jaki, tylko taki WOW:


Przed Bożym Narodzeniem ciocia pożyczyła mi książkę „Magia sprzątania” Marie Kondo.
Nie jestem bałaganiarą, naprawdę! To wszystko czysty przypadek!

Podchodzę z dystansem do poradników japońskich autorów; myślę, że tam żyje się zupełnie inaczej i polscy czytelnicy mogą się nie odnaleźć w tej książce, bo u nas to raczej ten… „Chujowa pani domu” (nie czytałam wydania książkowego) ;).

Bywa, że sprzątanie relaksuje i lubię od czasu do czasu pobiegać ze szmatką i segregować różne rzeczy, ale np. układanie ciuchów to prawdziwa zmora… Teraz już wiem, że to nie lenistwo, tylko źle zorganizowane szafy są tego przyczyną.

"Magia sprzątania" i kosz na śmieci.
Wszystko pasuje
Marie Kondo jest fanatyczką sprzątania, to jej sens życia i na tym też zarabia – prowadzi kursy na ten temat dla swoich klientek, pomagając im odgruzować domy, no i pisze książki.
W „Magii sprzątania” Marie Kondo opowiada, że sprzątanie może zmienić życie i po zastosowaniu jej rad już nigdy nie wrócimy do stanu pierwotnego, czyli bałaganu w domu. Póki nie wprowadzę w życie warunków autorki, nie będę z tym dyskutowała…

W wielkim skrócie pomysłem Marie Kondo na efektywność w porządkowaniu jest wyrzucanie wszystkiego według kategorii, np. znajdujemy wszystkie podkoszulki znajdujące się w całym domu i wyrzucamy je, zostawiając tylko te najpotrzebniejsze. Nie wolno zaczynać sprzątania, dopóki nie ma pewności, że wszystko, co trzeba, zostało wyrzucone. Potem dopiero zaczyna się wielkie porządkowanie. Ma to wszystko sens, jednak Marie mówi również, aby wyrzucanym ubraniom i innym rzeczom „dziękować za posługę”, aby czuły się lepiej – to już są właśnie te japońskie fanaberie, które trzeba odbierać z przymrużeniem oka. Poleca także, aby zrobić czystkę wśród książek – to chyba najbardziej kontrowersyjna sprawa, także wśród czytelników bloga! Zastanawiałam się, czy autorka chce, aby jej książkę również wyrzucono. Znalazłam odpowiedź – owszem, chce, aby się jej pozbyć, jeśli tylko nie sprawia czytelnikowi radości.

Bogatsza o ciekawe triki i pełna zapału do wyrzucania, oddam książkę cioci. Naprawdę można się zmobilizować. Aż człowiek zaczyna łazić po domu i węszyć, co by tu jeszcze wyrzucić. Coś w tym jest, skoro dostępna jest już kontynuacja „Magii sprzątania”: „Tokimeki. Magia sprzątania w praktyce”. Właśnie praktyki brakuje w pierwszej części. Jasne, że przeczytam drugą!

Gdybym tylko nie była chora, zaraz bym wszystko wysprzątała... :) 

Wydawnictwo Muza, 2016