piątek, 4 października 2013

Płyta: Zabili Mi Żółwia "Wniebowzięci", 2013

independent.pl

Zabili Mi Żółwia – zespół, którego słuchałam parę lat temu, w wieku, kiedy jeszcze absolutnie nie jest się dorosłym, ale za takiego właśnie się uważa. W wieku wczesno-licealnym, kiedy zaczęło się chodzić na koncerty Happysad, Koniec Świata, Farbren Lehre i właśnie Zabili mi żółwia. Pamiętam, jak słowa jednej z piosenek ZMŻ: „Sialalalala, zrób mi dobrze w rytmie ska” królowały przez całe lato przy ogniskach, a „Dzień wagarowicza”… No cóż, siłą rzeczy ten utwór królował w ciągu roku szkolnego. 

Teraz przypomniałam sobie o Zabili Mi Żółwia za sprawą ich nowego albumu, wydanego w sierpniu tego roku. Okładkę zdobi, a jakżeby inaczej – żółw, wniebowzięty, obrazując tytuł albumu -„Wniebowzięci”. 

Płytę rozpoczyna punkowo-reggae’owa „Złość”. Nie wiem czy ten utwór celowo umieszczono jako pierwszy, ale według mnie to właśnie on jest najbardziej chwytliwy ze wszystkich. Nadająca tempo perkusja, mocne gitary, przyjemny reggaeowy przerywnik przechodzący w ska, prosty tekst – czyli wszystko to, z czego Zabili mi Żółwia są znani. Już tym pierwszym utworem zasugerowali, że w ich muzycznej drodze niewiele się zmieniło, wciąż trzymają się sprawdzonego patentu na własne, charakterystyczne brzmienie. Choć z drugiej strony mam wrażenie, że nabrali bardziej rockowego brzmienia – niektórych gitarowych wstawek nie powstydziłby się dobry zespół rockowy. 

Teksty są proste, chwytliwe. Niektóre opisują rzeczywistość, nie zawsze wesołą („Słowa”, „Intelektualny Szajs”, „Maszyny”), lub po prostu mówi ą „O tym co ważne”. Znalazło się też miejsce dla kobiet („Ewa, twoje ciało zeszło z nieba”, „Agata”), a nawet dla kibiców („LKS”). 

Czasem przeszkadza nierówno zaśpiewany chórek, czasem irytują niepotrzebne według mnie zaśpiewki w stylu „naj naj naj” w „Maszynach” czy „teraz już wie-e-em!” w „Garbusie”. Te niedociągnięcia zespół rekompensuje świetnym utworem „Nocny świat”. Nie jest tak chwytliwy jak „Złość”, ale zaśpiewany zgodnymi głosami fragment piosenki oraz gitara solowa stwarzają klimat, którego w innych numerach nie znalazłam. Uwagę zwraca też ostatni utwór na płycie – „Kolejny…”, być może za sprawą saksofonu. Te dwa kawałki według mnie z powodzeniem można by grać w rockowych stacjach radiowych. 

Przesadziłabym mówiąc, że jestem wniebowzięta albumem „Wniebowzięci”. Warto jednak zwrócić uwagę na kilka dobrych utworów, proste teksty, wpadające w ucho melodie. Intrygująca jest również sprawa tytułu albumu, przecież na trackliście nie ma utworu „Wniebowzięci”. Powiem tak: warto zapomnieć o wyłączeniu odtwarzacza zaraz po wybrzmieniu ostatniego kawałka. Cierpliwość popłaca! 

Recenzja napisana dla Independent.pl. Może niektórzy z Was już czytali, bo wrzucałam linka do portalu na fanpage'u, ale może dzięki umieszczeniu na blogu trafi do większego grona osób. 

Słuchajcie, przeprowadziłam swój pierwszy w życiu wywiad! :) Właśnie z zespołem Zabili Mi Żółwia. Nie będę go umieszczać w osobnej notce, jeśli kto ciekaw, zapraszam do poczytania tutaj: Independent.pl: Wywiad z zespołem Zabili Mi Żółwia

2 komentarze:

  1. Jak ja dawno nic ich nie słyszałam... Muszę to nadrobić ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie też sto lat ich nie słyszałam, a na wieść o nowej płycie pomyślałam "Oni jeszcze żyją?" :D

      Usuń