To już trzeci koncert Luxów, na
którym byłam. Biorąc pod uwagę fakt, że zespół istnieje stosunkowo krótko, jest
to całkiem niezły wynik. Tym razem, aby zobaczyć Litzę i Hansa, wywiało nas w
Polskę, na XIX Spotkanie Młodych w
Wołczynie.
Kilka słów o samym wydarzeniu: Spotkanie Młodych w Wołczynie organizowane jest co roku pod innym hasłem przewodnim, tegoroczne brzmiało Okręt Zbawienia. Za wszystko odpowiedzialni są Bracia Mniejsi Kapucyni. Okolica wołczyńskiego kościoła na 5 dni zmienia się w pole namiotowe zagospodarowane przez młodzież gimnazjalną i licealną. W ciągu tych kilku dni każdy zarejestrowany uczestnik Spotkania, po wcześniejszym zapisaniu się, jest zobowiązany do uczestniczenia we wszystkich wydarzeniach dziejących się w jego ramach. Są to nabożeństwa, konferencje, wspólne modlitwy, koncerty. Ten, kto zwieje i zostanie przyłapany, obiera za karę ziemniaki lub podejmuje się innego, niezbyt twórczego i przyjemnego zajęcia. Na terenie Spotkania obowiązuje całkowity zakaz picia alkoholu, palenia papierosów, zażywania narkotyków, a nocne „spotkania koedukacyjne” na polu namiotowym są całkowicie zabronione. Rygor na wysokim poziomie, jednak trzeba wprowadzać jakieś zasady, żeby utrzymać w ryzach młodzież. To tak gwoli zobrazowania, czym jest Spotkanie Młodych. Może to brzmieć trochę odstraszająco, ale ci, którzy w tym uczestniczą, nie przyjeżdżają tu z zamiarem urządzania całonocnych alkoholowych libacji pod namiotami, tylko raczej wpadają do Wołczyna, aby zaprzyjaźnić się z Bogiem. Przynajmniej tak mi się wydaje, nigdy nie brałam udziału w czymś takim. Obecność Luxtorpedy - zespołu o raczej cięższym brzmieniu, na religijnym zgromadzeniu, wcale nie dziwi. Wystarczy przyjrzeć się osobie Litzy i tekstom, które serwuje ze sceny.
Oczywiście na konferencje i
koncerty mają wstęp też osoby z zewnątrz, przyjeżdżające specjalnie na czyjś
występ danego wieczoru. Skoro Luxtorpeda nie przyjechała do nas (do Wrocławia),
to my jedziemy w Polskę za Luxtorpedą!
Do Wołczyna dotarliśmy wcześniej
niż zespół. Przechadzając się po miasteczku, mijały nas samochody z Drężmakiem
(gitara) i Kmietą (bas) za kierownicą. Ciekawe, czy zauważyli, że większość z
nas była odziana w fanowskie koszulki.
Po południu Litza miał
poprowadzić konferencję, jednak… Nie zdołał dojechać na czas. W trakcie
koncertu przepraszał, mówiąc, że jego opóźnienie spowodowane było piekłem w
domu, czyli kłótnią z żoną. Podenerwowanie wokalisty było widoczne przez cały
wieczór. Między utworami dzieciaki pod sceną krzyczały: Więcej czadu dla
Jezusa! Robert Friedrich odpowiadał: No co wy, przecież czad jest trujący,
chcecie zaczadzić Jezusa? Mówił to pół żartem, jednak publika była na tyle
młoda, że mogla to odebrać trochę z urazą. Nie było tak dobrego kontaktu, jaki
zapamiętałam z poprzednich koncertów. Litza niewiele mówił, natomiast Hans z
koncertu na koncert wygląda na coraz bardziej zmęczonego człowieka. Uparcie
zapuszczany zarost, podkrążone oczy i kiwanie się w przód i w tył przy
mikrofonie nie dodają mu uroku. To już nie jest ten Hans, który na Woodstocku w 2011 roku z uśmiechem na
twarzy nagrywał publiczność telefonem komórkowym ze sceny. Nic dziwnego,
Luxtorpeda koncertuje nieprzerwanie od początku wakacji, promując swój drugi
album Robaki, który okazał się jeszcze większym sukcesem niż poprzednia płyta.
Zmęczenie wychodzi, jednak muzycznie nadal jest rewelacyjnie. Większość
repertuaru pochodziła z nowej płyty, jednak nie mogło zabraknąć sztandarowego Autystycznego. Młodzież pod sceną nawoływała do zagrania tego utworu, na co
Litza odrzekł Nie bądźcie tacy medialni, przecież to jest mega komercyjna
piosenka…, po czym zaczęli grać coś innego, a Autystyczny zabrzmiał dopiero pod
koniec koncertu. Z pierwszej płyty zagrali także Za wolność, poprzedzone, jak
na wcześniejszych koncertach, chwilą ciszy i wspólnym krzyknięciem: Za
wolność!!! Z albumu Robaki zabrakło mi Serotoniny, której mogę słuchać na
okrągło.
Ten, kto myśli, że religijna,
młodziutka publiczność jest sztywna, myli się. Pogo po sceną było, ściana
śmierci była, ludzie unoszeni na rękach byli. W gratisie także latające buty i
lejąca się na wszystkie strony woda z butelek. Początkowo pilnujący porządku
kapucyni usiłowali z tymi zjawiskami walczyć, jednak po pewnym czasie machnęli
ręką i uśmiechali się ciesząc się z widoku kulturalnie i grzecznie bawiącej się
młodzieży. Rzeczywiście, gimnazjalistów i licealistów było najwięcej, ale nie zabrakło też
rodziców z zupełnie malutkimi dziećmi (jeden z nich na zdjęciu), i młodzieży
nieco starszej, już raczej po 20-stce ;)
Po koncercie Litza usiadł na
scenie, rozpoczynając obiecaną wcześniej konferencję. Zadawajcie mi takie pytania, których bałby się zadać Kuba Wojewódzki
– powiedział. Odpowiadał na pytania związane z jego wiarą i zespołem. Jedno szczególnie
zapadło mi w pamięć. Chłopak siedzący pod sceną spytał: Jest taki amerykański zespół, który nie wstydzi się swojego
chrześcijaństwa, nazywa się P.O.D, czy utożsamiacie się z nim? Wszystko
byłoby w porządku, gdyby nazwa zespołu została wypowiedziana poprawnie, a nie
jak słowo w języku polskim, określające, że coś nie jest nad czymś, a… POD.
Trochę mnie to rozbawiło, bo nastolatek zapewne chciał zabłysnąć swoimi
horyzontami muzycznymi (co mnie samo w sobie nie razi), a wyszło, jak wyszło… Swoją drogą, przypomniało mi to, że w dzieciństwie przez długi czas nie wiedziałam,
jak się czyta nazwę Uriah Heep.
Może ktoś miał podobny problem z wymawianiem nazw?
Chętnie poczytam!
ja do tej pory mówię 'MADE IN CHINA' , nigdy 'mejd in czajna' :P
OdpowiedzUsuń(co niewiele ma wspólnego z
*z jakąkolwiek nazwą) :D
OdpowiedzUsuńWow this blog is very nice
OdpowiedzUsuń