Muzyka Końca Lata to zespół, którego słuchałam, zanim
skończyło się lato! I to nie ostanie, ani nawet nie przedostatnie.
Kilka lat temu zbierałam wczesnojesienne jabłka w ogrodzie
nucąc „tylko przyjdź i podaj mi ręce, zatańczymy jak, jak w tej piosence, tylko
przyjdź!”. Bywały wtedy też Pustki („męczęsiękiedy męczęsiękiedy”). Słuchałam
całe lato, jesień, a może i lata. Potem zapomniałam na dłuższą chwilę.
Na szczęście kilka dni temu Wroclive.pl mi przypomniało, że
Muzyka Końca Lata istnieje, i że zagra w Starym Klasztorze we Wrocławiu. Oprócz
MKL miał zagrać także Janek Samołyk. Wstyd, że ja z okolic Wrocławia, a nie
znałam człowieka. Ale wystarczyło posłuchać jednej, drugiej i ósmej piosenki,
żeby się przekonać, że muszę być na tym koncercie, bo inaczej żałowałabym i
nuciła „smutno mi, dzidziu”.
Janek Samołyk i Muzyka Końca Lata zagrali 4 stycznia w
Starym Klasztorze.
To był najfajniejszy koncertowy początek roku!
Przyszłam na koncert prawie spóźniona, a
złapałam najlepsze miejsce (zaraz pod sceną). Byłam pozytywnie nastawiona i
pierwszy raz od dawna miałam naprawdę dobry nastrój. Strasznie się cieszyłam,
że po kilku latach znowu wpadłam na Muzykę Końca Lata, i chyba jeszcze bardziej
się cieszyłam, że dzięki temu trafiłam też na Janka Samołyka, bo jestem
spragniona nowej, dobrej, polskiej muzyki. A że z Wrocławia? No proszę ja Was,
nie mam więcej pytań!:)
To był naprawdę dobry wieczór. Muzyka Końca Lata jest
uroczo-big bitowo-radosno-uśmiechająco-punkowa (to ostatnie ze względu na
okrzyki wokalisty i gitarzysty Bartosza Chmielewskiego: „CZADUUU!” wplecione
pomiędzy częściej występujące „lalalaaaa”. Poza tym, nawet Artur Andrus jest
punkowcem. No, jest. Słyszeliście kiedyś jego „Glanki i pacyfki”?
Uroczo przede wszystkim ze względu na teksty. Urocze. Ładne.
Proste. Patrzcie:
„Chłopaki… wieczorem… wracają od dziewczyn!”
„Czasem jeszcze się przyśnisz i
ciężko potem z łóżka wstać”
„Z czekolady serce mam, weź je
proszę na pół złam”
Ależ ja za nimi przepadam!
Big bitowo, gitarowo, wiadomo skąd – z gitar między innymi.
Radosno-uśmiechająco – z atmosfery na scenie i na widowni. Z
podrygiwania wokalisty, z jego luzu scenicznego, z ciemnych okularów, z wyznań
miłosnych i z „teraz będzie piosenka… następna”. Radośnie też było, kiedy
przypomniała mi się Winona Ryder z „Soku z żuka”, w scenie, kiedy unosiła się
nad podłogą tańcząc do „Shake Senora”. Na koncercie śpiewaliśmy wprawdzie
„Shake banana”, ale było równie porywająco, a nawet bardziej!
Janek Samołyk (i jego fenomenalny zespół) jest moim
styczniowym odkryciem! Kilka miesięcy temu wydał płytę „Na prezent”. Nie
pierwszą zresztą. Nie wiem, gdzie ja byłam, chyba po prostu za rzadko słucham
Trójki, bo tam jego utwory usłyszeć można już od dawna. Cóż, nadrobiłam
zaległości, muzykę Janka sobie ukochałam, i zaczynam wierzyć, że „Już nie jest
jak dawniej, jest całkiem inaczej, MOŻE I LEPIEJ”, z naciskiem na „lepiej”.
Muzyka to gdzieś na granicy poezji śpiewanej i rockowego
grania. Przebojowe „Złe czasy”, melancholijna „Samotność jest jak C i F”,
wpadający w ucho „Problem z wiernością”… Trochę trudno mi jednoznacznie
określić, z czym właściwie mamy do czynienia, bo kiedy już myślę, że to w
większości poezja śpiewana, to trach, przypominam sobie utwór „Fan Elvisa” i
myślę – no way, nie ma szufladkowania. I dobrze! Nie ma co gadać, posłuchajcie sami:
Mówiąc nawiasem (i niewyraźnie) na początku koncertu miałam
wrażenie, że pierwsze skrzypce w zespole (dosłownie i w przenośni) gra Patrycja
Stefanowska. Co za kobieta! Skrzypce, gitara, śpiew, tamburyn, co tylko! Do tej
pory uważałam, że z tamburynem dobrze wygląda tylko Ian Gillan z Deep Purple.
Teraz uważam, że Ian Gillan oraz Patrycja Stefanowska. Rzeczywiście, trudno
oderwać od niej wzrok, niezwykle charyzmatyczna i utalentowana osoba. Czuję się
taka żadna z tym swoim graniem na djembe i kilkoma opanowanymi akordami na
gitarze (C i F, haha!), kiedy pomyślę, że niektórzy są znakomitymi
multiinstrumentalistami. Ale to tylko przez chwilkę, bo uwielbiam na takich
ludzi patrzeć i ich słuchać!
źródło: disney.wikia.com |
Janek Samołyk – cudny głos, cudny uśmiech dookoła głowy.
Uśmiech Janka z „Czterech pancernych” przegrywa po stokroć z uśmiechem Janka
Samołyka. Przypomina mi uśmiech Fozziego z Muppet Show! Uderzające
podobieństwo! Nawet ten kapelutek...
Dobra, żarty żartami… jest 2:33 w nocy i już nie wiem co piszę,
ale tak to jest, kiedy bezsenność jest i „samotność jest”.
Muzykę po prostu polecam sprawdzić, bo jak już wspomniałam,
niezmiernie się cieszę z tych nowości w moich uszach, więc cieszcie się i Wy:
Załapałam się nawet na zdjęcie z Wroclive! Siedziałam na
krześle, w ręce książęce, w głowie „jak fajnie, ja cię kręcę!”… 2:56, dobranoc.
źródło: www.wroclive.pl |
Sprawdźcie więcej zdjęć z koncertu tutaj: Wroclive - MKL i Janek Samołyk
Wymyślę coś ładnego.
Po pierwsze - ślicznie wyglądasz na "załapanym" zdjęciu nooo i takaś opalona!
OdpowiedzUsuńPo drugie - a wiesz, a ja Janka znam! Kiedyś był chyba osobowością numeru w "Kontraście" (albo coś obok), bo w pracy go oglądałyśmy i słuchałyśmy i urzekło nas jego "bitelsowe" ruszanie głową w teledysku do Złych czasów :D
I może przez ten teledysk piosenka podoba mi się średnio, ale "Na prezent" już bardzo! Przypomina mi trochę mój ukochany SDM, chyba przez te skrzypce? Nie wiem. W każdym razie - dobry Janek nie jest zły. ;)
Doooobra, koniec, bo Ci tutaj nasmaruję komentarz dłuższy od notki. ;*
PS Cały czas czytam jego nazwisko Smakołyk...
UsuńPo pierwsze - dziękuję!
UsuńPo drugie - dobry Janek nie jest zły, jak każdy Smakołyk! :)