Hiromi Kawakami w Japonii zdobywa wiele literackich
nagród. Okładka wydanej w tym roku w Polsce powieści „Sensei i miłość” zachęca
do lektury słowami: „Książka jak lekcja szczęścia”. Nagradzana pisarka chce
mnie nauczyć szczęścia? Skoro tak, szybko sięgam po książkę.
Sięgam i… kilka dni po jej przeczytaniu wciąż mam
mieszane uczucia. Nie wiem, czy zachwalać, czy odłożyć na półkę i zapomnieć.
Tsukiko jest samotną kobietą dobiegającą
czterdziestki. Sądzi, że z biegiem lat dziecinnieje. Gdzieś pracuje, ale gdzie?
Tego się nie dowiedziałam, chyba że coś przeoczyłam. Wolny czas przeznacza na
siedzenie w barze i upijanie się. I to by było na tyle. Na początek te
informacje o głównej bohaterce i zarazem narratorce muszą czytelnikowi wystarczyć.
Któregoś dnia Tsukiko spotyka w barze kolejnego
stałego klienta tego miejsca – swojego nauczyciela z podstawówki, Sensei
Harutsuna Matsumoto. Mężczyzna pod siedemdziesiątkę, ale kondycję fizyczną ma
dużo lepszą niż Tsukiko. Oczytany dżentelmen piszący haiku.
Tsukiko i Sensei nie umawiają się ze sobą, po
prostu spotykają się przypadkiem w barze czy na ulicy. Czasem się tylko
pozdrawiają, czasem piją sake do późnych godzin wieczornych w barze pana
Satoru.
Na tych spotkaniach opiera się cała książka, i właśnie
tutaj chciałabym powiedzieć więcej o moich wahaniach w ocenie powieści. Dwa
słowa, którymi mogłabym opisać styl Hiromi Kawakami, to delikatność i
minimalizm. Mało wiemy o bohaterach, dialogi między Tsukiko i Senseiem często
ograniczają się do wymiany krótkich zdań, nie wyrażają emocji. A z drugiej
strony, są tak delikatne, że miałam poczucie, jakbym podsłuchiwała czyjąś
bardzo intymną rozmowę, mimo że nie dotyczyła tematów tabu.
Zadałam sobie
jednak pytanie, gdzie kończy się styl autorki, a gdzie zaczyna nuda? Dla
przykładu, treść jednego dialogu:
Tsukiko: Ech, lato się już kończy.
Sensei: Tak, lato się już kończy.
Kolejny:
Sensei: Może zahaczymy jeszcze o bar pana Satoru?
Tsukiko: Hm, może zahaczymy?
Sensei: A nie jesteś jutro z kimś umówiona?
Tsukiko: Aa,
wszystko jedno.
Sensei: Ach tak?
Tsukiko: Tak.
Takich powtórzeń tych samych myśli jest mnóstwo. Dialogów,
w których najdłuższymi wyrażeniami są „acha”, „hm”, „ok”, „tak” jest
zatrzęsienie. Nie wiem o co chodzi. Kiedy z wypowiedzi bohaterów tworzy się
masło maślane, a kolejne zwroty nic nie znaczą, to czy nie szkoda papieru? A
może chodzi o to, żeby się szybko czytało? Minimalistyczny jest też świat
przedstawiony, większość rozmów odbywa się w barze lub na spacerze.
Na początku irytowała mnie też mało wyrazista
okładka. Ujęcie profilu kobiety, widać jej usta, ale nie widać oczu. Później
stwierdziłam, że pasuje do treści - usta mogą odzwierciedlać rozmowy, a brak
oczu tę tajemniczość, delikatność, ograniczenie w wyrażaniu emocji.
Kilka trafnych przemyśleń, opis specyficznej
relacji, ale przyznanie tej powieści miana „lekcji szczęścia” jest według mnie
lekkim nadużyciem. Niemniej jednak chętnie przeczytam inną powieść Hiromi
Kawakami, aby się przekonać, czy „Sensei i miłość” to jej „typowa” książka, czy
nieco „inna”.
Recenzja opublikowana na DlaLejdis.pl
Ulubione cytaty:
Zadziwiająco duża ilość żywych stworzeń mnie otacza i
wszystkie brzęczą. I naprawdę nie mam pojęcia, dlaczego idę tą drogą. (s. 73)
Stałam przed zlewem, płakałam i jadłam – tyle do zrobienia
naraz (s. 82)
Ludzie dorośli nie powinni mówić tego, co
sprawia kłopot innym. Nie powinni beztrosko wypowiadać słów, przez które następnego
ranka nie będą mogli z uśmiechem
przywitać się ze swoim rozmówcą (s. 152)
W środku nocy wystarczy pozostawić jakieś uczucie samemu
sobie, a rozrasta się przesadnie.
Taka jest właśnie miłość – mówiła babcia. Jeśli to jest
ważne dla nas uczucie, należy koniecznie o nie dbać, nie szczędząc wysiłku, tak
samo jak o posadzone drzewko: dać mu nawozu czy zabezpieczyć gałęzie, żeby się
nie połamały pod ciężarem śniegu. A jeśli to niezbyt ważna miłostka, można
spokojnie zostawić odłogiem i poczekać, aż sama uschnie. Jeśliby pójść tym
tropem, wystarczy, że przez dłuższy czas nie będę spotykać Senseia, a moje
uczucia do niego uschną. I dlatego właśnie ostatnio unikam Senseia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz