Coraz częściej mam ochotę ściągnąć ze ściany w moim pokoju
dwa plakaty przedstawiające Elvisa Presleya i Jima Morrisona. Elvis –
portret z początków kariery, powłóczyste spojrzenie. Jim – nagi, ręce rozłożone
jak do ukrzyżowania. Obaj w jakiś sposób piękni, ale nie chcę już na nich
patrzeć, bo nie są dla mnie żadnymi autorytetami. Życie w sidłach
jakiegokolwiek nałogu nigdy nie będzie dla mnie autorytetem. Życie skończone
poniekąd z własnej woli przecież - never ever autorytet.
Co w zamian? Trzeba chłopaków kimś, albo czymś, zastąpić. Pokażcie
mi faceta, gwiazdę rocka, który nie dał się nałogom, nigdy nie gwiazdorzył,
zawsze pozostawał sobą, miał godny podziwu, choć prosty (i jednocześnie
niestety coraz rzadziej spotykany) system wartości, dał setki koncertów, pisze wspaniałą muzykę i teksty… i który nadal ŻYJE i robi swoje. Bo taką osobę,
proszę ja was, mogę już nazwać jakimś autorytetem. Nie muszę nawet daleko
szukać. Może na ścianie zawieszę jeden z tekstów piosenek autorstwa Marka
Piekarczyka.
Przeczytałam wywiad-rzekę z Markiem Piekarczykiem,
przeprowadzony przez Leszka Gnoińskiego. Jeśli mam w kilku słowach określić,
jakiego pana Marka poznałam dzięki „Zwierzeniom kontestatora” i stworzyć hasło „Marek Piekarczyk” w słowniku who is who, to napisałabym coś w
stylu:
Normalny, dobry, honorowy mężczyzna, który potrafi zagrać
Jezusa, potrafi zaśpiewać tak, że z podziwu wzdychasz „O, Jezu”, i który jest
prawdziwy tak, że Jezus może być o niego spokojny, bo zwycięstwo zaczyna się od
prawdy.
Normalny, dobry, honorowy – przecież to są określenia tak
wyświechtane, że w ogóle po co o nich mówić? Może lepiej nawijać o TSA i
wszystkich muzycznych sukcesach? Oj, jestem pewna, że fani TSA mają większą wiedzę
na temat sukcesów i porażek muzycznych Marka Piekarczyka, niż ja. Wolę się więc
skupić na tej normalności i honorze. Mówię o tym, wiedząc, że są to
słowa-banały, a jednak wydaje mi się, że są to cechy coraz bardziej deficytowe.
Brakuje w dzisiejszym świecie artystów z prawdziwego zdarzenia, którzy
pozostają dobrzy, honorowi, NORMALNI. A Marek Piekarczyk taki jest, w tej
książce nie ma żadnej ściemy. To nie jest autobiografia, którą mógł pisać zastanawiając
się milion razy nad każdym słowem i koloryzując przeżyte historie wedle
potrzeb. To były rozmowy z cenionym dziennikarzem muzycznym (i podejrzewam, że
serdecznym kumplem Piekarczyka), w których nie było miejsca na mijanie się z
prawdą.
Przypuszczałam, że to będzie interesująca rozmowa. Pytający
Gnoiński (o rocku wiedzący bardzo wiele) i odpowiadający Piekarczyk (rockman) –
wspaniały duet na rozmowę. Nazwisko Leszka Gnoińskiego nie jest mi obce;
„Encyklopedia Polskiego Rocka”, której jest współautorem, stoi w moim pokoju na
półce, a film „Beats of Freedom – zew wolności” (współreżyser) – zachęcam do
obejrzenia.
Panowie rozmawiają. Piekarczyk o(d)powiada o swoim
dzieciństwie, rodzicach, dorastaniu, nauce, o tym, ilu prac w życiu się imał,
ile koncertów zagrał, o depresji, o „Jesus Christ Superstar”, o swoich
dzieciach, wegetarianizmie, Nowym Jorku, o pisaniu tekstów, o kolegach z TSA i
o innych kolegach, o honorze, Jezusie Chrystusie i Biblii Gutenberga (jako
bibliotekara nie mogłam tego faktu pominąć :D Jeśli kto ciekaw, niech przeczyta
fragment wypowiedzi MP o tejże na końcu recenzji). O „The Voice of Poland” i
kulisach programu również trochę się znajdzie.
Bardzo polecam „Zwierzenia kontestatora” wszystkim fanom TSA
i po prostu tym, którzy są ciekawi Marka Piekarczyka. Jestem pewna, że takich
osób nie brakuje, bo przecież jeśli ktoś pojawia się w tv jako juror talent
show, to od razu ludzie są nim bardziej zainteresowani. W tym przypadku –
bardzo dobrze! Interesujcie się i sprawdzajcie dorobek artystyczny Piekarczyka!
W książce wszystko gra (oprócz kilku literówek), jest dużo
zdjęć z prywatnego archiwum Marka Piekarczyka, niepublikowane teksty piosenek i
wiersze oraz kalendarium i dyskografia.
"Kiedyś oglądałem film – niestety nie pamiętam tytułu – o tym,
jak zamarzł Nowy Jork, i tam w Bibliotece Narodowej siedzieli przy kominku
kolesie i palili Biblię Gutenberga. Do dziś ta scena nie daje mi spokoju, po
prostu nie mogę się pogodzić z tym, że ktoś może grzać się przy płonącej Biblii
Gutenberga!!!Jeden z najważniejszych zabytków ludzkości, pierwsza książka!
Nawet na wojnę bym poszedł, aby jej bronić. Przecież mogli stół spalić,
krzesła, ale, k****, Biblię Gutenberga?!"
(Zwierzenia kontestatora, s. 137)
Wydawnictwo Sine Qua Non, Kraków 2014
27 yrs old Office Assistant IV Gerianne Monroe, hailing from Owen Sound enjoys watching movies like Private Parts and Lacemaking. Took a trip to Primeval Beech Forests of the Carpathians and drives a Delahaye Type 175S Roadster. zobacz na stronie
OdpowiedzUsuń