środa, 11 września 2013

„Dziewczyny Atomowe. Nieznana historia kobiet, które pomogły wygrać II wojnę światową” Denise Kiernan, Wydawnictwo Otwarte, 2013

Niby jestem humanistką, ale za historią nie przepadam. Jednocześnie twierdzę, że jakieś ogólne pojęcie o niej trzeba mieć. Jak mówił Marcus Garvey, „A people without the knowledge of their past history, origin and culture is like a tree without roots”.

Dlaczego zatem sięgnęłam po książkę, która w podtytule ma słowa „historia” oraz „II wojna światowa”? Czytałam o tej książce w "Wysokich Obcasach". A że "WO" często poruszają interesujące mnie tematy, pomyślałam, że ta publikacja również do nich należy.

Denise Kiernan, autorka tej wciągającej opowieści o kobietach zaangażowanych w powstanie bomby atomowej, to pisarka i dziennikarka publikująca między innymi w „The New York Times”. Jest też osobą, dzięki której chyba zacznę częściej sięgać po literaturę non-fiction. Bo „Dziewczyny Atomowe” są niewiarygodne.

Wyobraź sobie, że któregoś dnia ktoś każe ci się wyprowadzić z domu, który następnie zostanie zburzony, by na jego terenie wybudowano placówkę mającą służyć tajemniczemu przedsięwzięciu. Wyobraź sobie, że ktoś oferuje ci duże pieniądze i pewną pracę, pod warunkiem, że z nikim nie podzielisz się informacją, na czym twoja praca polega, i sam nie będziesz dopytywał, jaki jest ostateczny cel twojego wysiłku. Buzia na kłódkę. Cicho sza. O pracy nie porozmawiasz nawet z mężem czy z przyjaciółką, która pracuje nad czymś równie ważnym i równie tajemniczym. Zachętą – oprócz sporych zarobków – jest zapewnienie, że dzięki twojej pracy wojna światowa szybko się skończy.

Denise Kiernan opisała losy kilku kobiet z Oak Ridge – miasta zamieszkanego przez osoby zatrudnione przy tworzeniu Projektu. Każda z nich przyjechała tu „za pracą”, rozpoczynając nowy etap w życiu, często z dala od swoich rodzin. Warunki w jakich żyły, atmosfera tajemniczości, zagadki, zamknięcie, zakaz wstępu bez odpowiednich przepustek, brak możliwości rozmowy na temat pracy – to wszystko sprawia, że tę opowieść non-fiction czyta się jak jakieś science-fiction. Niebywałe, że ludzie żyjący w takiej niewiedzy, zwyczajnie nie sfiksowali, mówiąc kolokwialnie. Choć psychiatra był stale obecny w tym tworze zwanym Oak Ridge. Zamiast tego zaczęły nawiązywać się przyjaźnie, miłości… i rozchodziły się coraz to nowe plotki.

„Mieszkańcy Oak Ridge zdołali dochować najbardziej zdumiewającej tajemnicy w dziejach świata” (s. 331).


Ta tajemnica w ostatnich dniach zawładnęła moimi myślami. Losy Celii, Toni czy Kattie nie wyróżniały się niczym szczególnym – praca, sen, trochę rozrywki. Wystarczy jednak dodać do ich życiorysu jedno słowo – Gadżet, aby ich historie nabrały rumieńców. Ukłony w stronę autorki, która tak dawkowała wątki dotyczące kobiet, procesów chemicznych i spraw politycznych, że nawet mnie – osobie, która w liceum była wiecznie zagrożona z fizyki i chemii, i która w politykę mieszać się nie lubi – książkę czytało się z nieustającym zaciekawieniem. Niewiarygodna i wiarygodna jednocześnie historia, o czym świadczy mnogość przypisów i osób, które pomagały w powstaniu książki. 

1 komentarz:

  1. Jeśli lubisz dobrą, ale nietypową muzykę – zapraszam Cię na fanpage i stronę internetową zespołu grającego muzykę celtycką – Shannon, https://www.facebook.com/shannonbandpoland

    OdpowiedzUsuń