źródło: www.mmwroclaw.pl |
Nie jestem fanką Sistars ani
Natalii i Pauliny Przybysz, wokalistek tworzących ten zespół. Ale za to bardzo,
bardzo lubię muzykę Janis Joplin. Zaraz, skąd tu nagle Janis? Ano stąd, że Natu,
czyli Natalia Przybysz, wzięła na warsztat twórczość legendarnej wokalistki i taki
właśnie repertuar zaprezentowała kilka dni temu we wrocławskim klubie Alibi.
Natalia Przybysz jeździła po
festiwalach z projektem „Kozmic Blues” już w zeszłym roku. Skoro występuje
nadal – znaczy, że recenzje były pozytywne, i że Natu w repertuarze Janis
Joplin została zaakceptowana zarówno przez fanów swoich, jak i fanów Janis.
Przyznajcie, że trzeba mieć sporo odwagi, aby śpiewać utwory legendarnej
artystki. Sporo talentu również!
Kilka lat temu cechą
charakterystyczną Natalii Przybysz były krótko ścięte włosy. Obecnie jej
fryzura przypomina… fryzurę Janis Joplin. Także ubiorem wokalistka nawiązywała
do dzieci kwiatów – luźna bluzka, szerokie spodnie, i zwoje sznurów na szyi,
które ciężko nazwać naszyjnikiem.
Nie wiedziałam, czego dokładnie
się spodziewać. Zastanawiałam się, czy piosenki będą przearanżowane na R&B,
czy będą nowocześniejsze, a może zupełnie inne? Przypuszczałam, że Natu
„udziwni” na swój sposób przynajmniej kilka utworów.
Tymczasem wykonania Natalii
Przybysz były zbliżone do znanych wszystkim wersji śpiewanych przez Janis
Joplin. Może to i lepiej, bo ludzie lubią, to co znają. Wersje eksperymentalne
mogłyby się okazać nieodpowiednie, ktoś mógłby wspomnieć o bezczeszczeniu
klasyki. Ciężko jest porównywać te dwie wokalistki, nie zamierzam tego robić.
Wyrażenia „lepiej” czy „gorzej” niezbyt w tym przypadku pasują; Natalia ma
zupełnie inną barwę głosu, bez tego „żelastwa” typowego dla Janis.
Utworów „Try”, „Tell Mamma”, „One
night stand”, „Move over” i wielu innych słuchało się bardzo przyjemnie, ale
już przy „Piece of My Heart” czegoś mi zabrakło, może z tego względu, że jest
to wielki hit, i przyjmuję do wiadomości tylko jedną – oryginalną – wersję. Po
niecałej godzinie koncertu Natu zapowiedziała ostatnią piosenkę, na szczęście
po niej nastąpił bardzo długi bis, ze świetnym, megarozwleczonym, ale i
megaenergetycznym „I can’t stand the
rain” (w Sieci przeczytałam, że są wątpliwości, czy Janis kiedykolwiek nagrała
ten utwór).
Cały zespół był świetny: sekcja
dęta - Tomasz Dworakowski (puzon), Marcin Gańko (saksofon) i Rafał Gańko
(trąbka), gitary, perkusja i instrumenty klawiszowe – wszystko brzmiało jak
należy. W tym miejscu muszę wspomnieć o Tomaszu Dworakowskim, który tak
tańczył, że w pewnej chwili myślałam, że odłoży instrument i zejdzie do
publiczności, aby ją nieco rozruszać.
Natu zachowywała się dosyć
oryginalnie. Widziałam w niej nieśmiałą kobietę, która chciałaby zagadać do
publiczności, ale nie za bardzo wie jak (oczywiście nieśmiałość mijała, kiedy
tylko Natalia zaczynała śpiewać). Sama przyznała, że zazwyczaj nic nie mówi w
przerwach między utworami. Skomentowała również swoje szczere i dość wymyślne
ruchy, mówiąc: „Jeśli jest tu jakiś reżyser, czy choreograf, to wiecie, ja
bardzo chętnie skorzystam z pomocy specjalisty” (nie jest to dosłowny cytat,
ale znaczenie takie samo), po czym wygięła się do tyłu, jakby ćwicząc jakąś
pozycję jogi. Spytała publiczności, czy ma ochotę usłyszeć jakiś konkretny
utwór. Ktoś zawołał „Mercedes Benz”, na co wokalistka odrzekła „nie, nie,
wszyscy o to proszą, więc nie”. O samym projekcie „Kozmic Blues” powiedziała,
że śpiewanie piosenek Janis wznosi ją na tak wysoki poziom euforii, że nie umie
nic powiedzieć. Jednak chodziło przecież o muzykę, a nie o gadanie. A w tej
kwestii nie mam Natalii nic do zarzucenia! Hołd złożony Janis w pięknym stylu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz