sobota, 6 kwietnia 2013

Koncert: Lao Che, 3.04.2013, Alibi Wrocław

Zespół Lao Che kilka dni temu w Alibi zafundował publiczności muzyczną podróż po wszystkich wydanych dotychczas płytach.

Ludzi było mnóstwo, za dużo jak na ten klub. Koncert został przeniesiony z Eteru do Alibi, ze względu na remont w tym pierwszym. Trochę to przeszkadzało, ale z drugiej strony, czy jest dla artysty coś lepszego, niż widok wypełnionego po brzegi parkietu?

Mimo że Lao Che w trasie koncertowej promują właśnie najnowszą płytę „Soundtrack”, to zaczęli od utworów z albumu „Gospel”, który ukochałam sobie najbardziej, w związku z czym już po kilku minutach stwierdziłam, że jestem na bardzo dobrym koncercie! „Hydropiekłowstąpienie” i „Czarne kowboje” przypomniały mi koncert z Juwenaliów w 2008 roku. Wtedy chyba było jeszcze lepiej, bo tańczyło się na świeżym powietrzu, a słońce świeciło, nie to co teraz… Tak czy inaczej, te dwa utwory plus „Urodziła mnie ciotka” z płyty „Prąd stały / Prąd zmienny” stanowiły bardzo energetyczny początek koncertu.



Wokalista Hubert „Spięty” Dobaczewski rzeczywiście na wstępie był trochę spięty, niezbyt komunikował się z publicznością, ale kiedy zobaczył, że znamy teksty większości utworów, powiedział: „Wrocław… Długo czekaliśmy na spotkanie!”. Ktoś z widowni odkrzyknął „My też!” i momentalnie atmosfera zrobiła się świetna. Spięty wychylał się ze sceny podstawiając słuchaczom mikrofon pod nos, aby śpiewali. Mariusz Denst grający na samplerze wprawił mnie w dobry humor swoim tańcem, był tak wyluzowany, jakby w ogóle nie brał pod uwagę, że kilka setek ludzi na niego patrzy. Widać, że świetnie się bawi na scenie. Zresztą cały zespół jest zgrany.

Utwory z płyty „Powstanie Warszawskie” ze względu na zaangażowane teksty skłoniły do przemyśleń, ale i do pogo pod sceną. Z najnowszej płyty „Soundtrack” w wersji live najbardziej zapadły mi w pamięć „Zombi!” oraz hip-hopowe „Jestem psem”, chyba najlepsze wykonanie tego wieczoru. Tym bardziej, że zaraz po nim basista zaczął robić fikołki na scenie :D

Każda kolejna płyta trzyma wysoki poziom, a występy live – pełen profesjonalizm, ale i luz sceniczny. Bawią się słowem, bawią się tym, co robią. A publiczność chłonie i bawi się równie dobrze. Świadczyć o tym mogą komentarze, które słyszałam gdzieś za sobą: „Dobrze grają, nie?!”. Dawno nie widziałam, żeby publiczność znała tekst każdej piosenki, a trzeba zaznaczyć, że teksty Spiętego nie są proste. Mam nadzieję, że na kolejny koncert Lao Che Wrocław nie będzie musiał długo czekać.


WSA.org.pl

6 komentarzy:

  1. Moja współlokatorka bardzo lubi, przez co i mnie się udziela i wkręca. Muszę wkręcić się bardziej, bo warto, prawda? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Warto! Zacznij może od płyty "Gospel", dla mnie jest to jeden z najlepszych polskich albumów muzycznych ever, serio serio.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurczę, mam wrażenie, że każdy zespół na który idziesz choć trochę znasz. :) Ich piosenki, płyty...

    A sama jezdzisz na nie, czy najczesciej ze znajomymi? :)

    Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, ze dwa razy się zdarzyło, że poszłam na czyjś koncert w ciemno ;) Ale zazwyczaj znam i cenię artystę, inaczej nie zdecydowałabym się pewnie iść na koncert. A kiedy znam zaledwie kilka piosenek, zwycięża ciekawość - a nuż się wkręcę i zafascynuję (zazwyczaj tak jest!). Jeśli znajdą się chętni znajomi, to oczywiście idę z nimi, ale nie ukrywam, że często chodzę sama.

      Usuń
  4. Ja sama nie lubię chodzić i kiedy nie mam z kim, zwyczajnie odpuszczam. Wybierasz sie na Luxtorpedę (i Chemię) 15.04? Ja dostałam propozycję wiec zobaczy się. Ale przyznam, ze dotychczas nie jezdzilam na koncerty, a już w ogole na te, ktorych zespolow nie znalam. Ale tym razem chyba zrobię wyjątek... :)

    Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Luxtorpedzie byłam już chyba 4 razy, więc nieszczególnie mi zależy, dopóki nie wydadzą nowej płyty ;P Jeśli nie znasz ich muzyki, to polecam na początek "Wilki dwa" i "Serotonina" :)

      Usuń