wtorek, 23 października 2012

„Złamane pióro”, Małgorzata Maria Borochowska”, Poligraf, 2012.



Okładka „Złamanego pióra” mówi, że będzie muzycznie i nieco zbrodniczo. Muzyka budzi emocje, zbrodnia wywołuje napięcie i intryguje, czego chcieć więcej? Jak śpiewa Maciej Maleńczuk, „You can't judge a book by looking at the cover”, a zatem kilka słów o tym, co kryje w sobie tajemniczy tytuł.

Emily ucieka z wielkiego miasta na wieś. Jednak chęć bycia bliżej natury i spacerowania po lasach to nie jedyny powód osiedlenia się z dala od miejskiego zgiełku. Dziewczyna chce o czymś zapomnieć, zniknąć, uciec zarówno od innych, jak i od siebie. Dlaczego? Nie dowiadujemy się tego od razu, ale jest to związane z okładkowym fortepianem. Oficjalną przyczyną jest chęć napisania książki, jednak byłoby zbyt przewidywalnie, gdyby chodziło tylko o to.

Nie można zupełnie uciec przed samym sobą. Zawsze coś (lub ktoś) skutecznie nam w tym przeszkodzi. W przypadku Emily jest to wysoki, ciemnowłosy, superprzystojny Jacob, który proszony bądź nie, przychodzi co rano na kawę do nowej sąsiadki. Wyobraźcie sobie taki obrazek: cicha wieś, średnia wieku mieszkańców 60 +, i tylko tych dwoje młodych, zdolnych, i wolnych…

Mężczyźnie trudno jest dotrzeć do Emily. Dziewczyna ma umysł artystki, jest dość specyficzna. Nie chce mówić o sobie, o swojej przeszłości, a ostatnie na co ma ochotę, to miłość. A jeśli już mówi, to używa mnóstwa synonimów. Na początku jest to dość zabawne, jednak po kilkudziesięciu zapełnionych nimi dialogach robi się nieco irytujące, a wzrok przeskakuje na koniec zdania, aby ominąć wyrazy bliskoznaczne. Dla potwierdzenia (bądź obalenia, kwestia gustu) kilka wyjętych z ust Emily słów:

„Nie ma naprawdę potrzeby, uzasadnionego powodu, motywu, argumentu ani przyczyny (…)”  (s. 17).
„Alicja miała niesamowitą skłonność do przyciągania drani, arcyłotrów, impertynentów, niegodziwców i nikczemników” (s.25).
„Spojrzał na mnie wyraźnie zaskoczony, jakby zastanawianie się było objawem choroby psychicznej, zaburzenia, niemocy i patologii” (s. 32).

Synonimy synonimami, ale warto wspomnieć, że to właśnie wypowiedzi Emily sprawiają, że książka jest uniwersalna. Mam na myśli tematy, jakie kobieta porusza w rozmowach z Jacobem czy innymi sąsiadami. Jest trochę polityki, dyskusja o rasizmie, o miłości… Pod wieloma spostrzeżeniami mogłabym się podpisać. Nie są to jakieś prawdy objawione, ale kilka razy musiałam przerywać czytanie, aby porządnie sobie przemyśleć słowa Emily, odnieść je do własnego życia. Czasem się nad czymś nie zastanawiamy, zauważamy problem, z którym się borykamy, jednak nie mamy odwagi mówić o nim głośno. Ile to już razy jakieś jedno zdanie tak mnie przybiło albo zmotywowało do działania, mimo że autor powieści jest mi kompletnie obcy…

O książce Marii Borochowskiej można powiedzieć, że jest to swego rodzaju 3 w 1. Obok głównej narracji znajdują się fragmenty właściwego „Złamanego pióra”, czyli powieści pisanej przez samą Emily. Oprócz tego znajdziemy też zabawną historyjkę o pewnym królu – kolejne dziełko narratorki, mające nie tylko funkcję moralizatorską, ale też odzwierciedlające kolejne etapy w życiu Emily. Trudno określić, czy jest to powieść obyczajowa, psychologiczna, fantastyka, historia miłosna czy jeszcze coś innego. Nie wiem do końca, kto może być potencjalnym odbiorcą książki, według mnie autorka postawiła na uniwersalność, chciała dopasować się do każdej możliwej grupy czytelników. Nie mnie oceniać, czy to dobre rozwiązanie, pewnie dzięki temu każdy znajdzie w tej pozycji coś dla siebie. Ja znalazłam.

Minusem jest praca, którą wykonało wydawnictwo, swoją drogą chyba mało znane. Od czterech lat na studiach wszyscy wbijają mi do głowy, że pisanie kursywą dłuższych tekstów jest grzechem. Mają rację! Tutaj niestety spora część książki jest pisana tekstem pochyłym. Kolejna sprawa to znienawidzona przez grafików czcionka Comic Sans. Wspomniana bajka o królu jest napisana właśnie tą czcionką. Już po pierwszym przeczytaniu od okładki zaczęła odchodzić folia i się rolować. Wydawnictwu Poligraf mówię NIE, Autorce „Złamanego pióra” życzę kolejnych książek, wydanych w innym wydawnictwie. Patrząc na sytuację polskiego rynku wydawniczego, może być to trudne… Ale to jest temat na osobny tekst.

W części fantastycznej polecam przyjrzeć się Ekonagim, Góranom i Doliniarzom, zwrócić uwagę na ich rytualne zajęcia i dojrzeć w tych fikcyjnych postaciach nutkę rzeczywistości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz