wtorek, 5 czerwca 2012

„Do czytania pod prysznicem”, Zygmunt Kałużyński, Latarnik, 2004.


Zygmunt Kałużyński (1918-2004) – wybitny krytyk filmowy, publicysta tygodnika Polityka.

www.latarnik.com.pl
Do czytania pod prysznicem to zbiór esejów, szkiców krytycznych, wspomnień, nigdy nie wyemitowanych scenariuszy programów telewizyjnych oraz zwyczajnych przemyśleń życiowych. Tematyka naprawdę szeroka, jednak wszystkie teksty w jakiś sposób nawiązują do zawodu Kałużyńskiego: czy to spotkania z gwiazdami kina, czy opis sprawy sądowej, w którą był zamieszany, czy to znów tekst o Hitlerze, który był zaciekłym kinomanem.

Przeczytanie tej książki zajęło mi sporo czasu. Nie dlatego, że Kałużyński nie potrafi pisać czy zainteresować czytelnika, już sama jego wieloletnia dziennikarska działalność temu zaprzecza. Często przerywałam lekturę, żeby uniknąć przesytu, czasem denerwowało mnie przeskakiwanie z tematu na temat, a kilka tekstów po prostu zupełnie mi nie leżało, nie ze względu na warsztat pisarski autora, ale właśnie na tematykę. Przyznaję się bez bicia, że jeden tekst traktujący o zawiłościach sceny politycznej zupełnie sobie odpuściłam, a niektóre szkice krytyczne spowodowały, że poczułam się jak na wykładzie z literatury powszechnej. Nie uważam jednak tej uczelnianej atmosfery za wadę, każdemu chyba marzy się wykładowca pokroju Zygmunta Kałużyńskiego. Dzięki Niemu odkryłam podłoże fantastyczne lektury, którą czytałam kilka lat temu z największym zaciekawieniem: „Stary człowiek i morze”.

Rozbawiły mnie wspomnienia Autora dotyczące jego konfliktów z Kościołem (jeszcze w dzieciństwie!). Nie mogłam opanować śmiechu, kiedy czytałam o tym, jak Prokros skonał ze śmiechu na widok osła jedzącego figi*. Od razu zaczęłam się bać o swoje życie, bo do rozśmieszenia mnie nie potrzeba zbytniej fatygi ;)

Wiele razy podczas czytania zastanawiałam się, w jaki sposób Kałużyński zdobył tyle interesujących, zaskakujących informacji z życia gwiazd kina i nie tylko. Już wcześniej słyszałam, że dociekliwość i ciekawość to Jego główna cecha, co zresztą sam parokrotnie podkreśla w swoich zapiskach. Oto kilka takich „ciekawostek”:

Zbigniew Cybulski dostał od Zofii Czerwińskiej z okazji ślubu nocnik z kolorową kokardą przy uchu i karteczką: "Gdybyś się, Zbyszku, zesrał ze szczęścia!" **.

Dowiedziałam się, czym się różni przedsiębiorca teatralny od producenta filmowego, mianowicie:

W 1901 r. jednemu z głównych przedsiębiorców teatralnych na Broadwayu Samuelowi Lubinowi zaproponowano, by przystąpił do produkcji jego filmów. Jego odpowiedź: "W żadnym wypadku. Chyba bym oszalał. W teatrze wystarczy, gdy aktor wbiegnie na scenę z okrzykiem <<Okręt zatonął, wszyscy zginęli>>. W filmie trzeba to pokazać, kosztowałoby to około 5 tys. dolarów, aktor mógłby się utopić czy przynajmniej się przeziębić i podać mnie do sądu. Nie ma frajerów ***.

A jeśli chodzi o wysyłanie polskich osobistości na zagraniczne festiwale i odczytywanie ich nazwisk w językach obcych: 

Najwięcej niepokoju było z Konwickim we Francji, ponieważ "con" oznacza delikatną część damską, zaś "ski" - narty, więc dźwięczało to jakby "cipa na nartach", i portier hotelu w Paryżu mało nie udławił się ze śmiechu przy jakimś tam artykułowaniu klientów****.

Zabawnych fragmentów jest tu sporo. Życie krytyka filmowego nie musi zamykać się w ciemnościach kinowej sali, Zygmunt Kałużyński jest tego świetnym przykładem. Człowiek posiadający ogromną wiedzę, piszący dowcipnie, nawet ironicznie, z dystansem do siebie (chyba niewielu autorów zdecydowałoby się na stworzenie własnego nekrologu!). Nie wiem, czy znajdzie się osoba, której spodobają się wszystkie teksty zamieszczone w tym zbiorze. Nie zaliczyłabym tej książki do tych, które czyta się od deski do deski. Nie każda sprawa, którą omawia Kałużyński, jest na tyle ważna, że mam ochotę o niej czytać. Z pomocą idzie spis treści; patrząc na tytuły kolejnych esejów i przemyśleń, łatwo się domyślić, co zainteresuje, a co mniej. Niemniej jednak uważam, że warto poznać sylwetkę Kałużyńskiego, na pewno nic się na tym nie straci, a można zyskać wiele cennych informacji.

* s. 149.
** s. 160.
*** s. 156.
**** s. 161.

5 komentarzy:

  1. Dzięki Twojej recenzji odszukałam książkę, która od lat stoi na półce, kupiona na wyprzedaży za jakieś marne grosze. Jest to książka Raczka i Kałużyńskiego "Perły do lamusa?" i śmiało można powiedzieć, że książkę wygrzebałam z lamusa, bo wydana w roku 1992. Pora przeczytać !? Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że pora przeczytać! Widziałam kilka programów w tv, w których toczy się dyskusja na temat filmów właśnie między Kałużyńskim i Raczkiem. Świetny z nich duet, więc książka ich autorstwa musi być dobra ;)

      Usuń
  2. To raczej nie dla mnie książka, ale może kiedyś... ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiedziałam o tej książce, a jestem fanką Kałużyńskiego, chociaż przyznaję się bez bicia, ze nie szukałam jakie książki napisał. Konicznie muszę ją gdzieś wyhaczyć

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na stronie Latarnika jest niby w promocji za 19,90, więc szału nie ma...

      Usuń