piątek, 24 kwietnia 2015

Książka: Sara Leiss "Klinika Pana B."

Czytałam kilka recenzji tej książki. Jeśli moje słowa przeczytają inni recenzenci, być może się teraz na mnie zdenerwują, ale zaryzykuję.

Jeden recenzent zastanawiał się, czy „Klinika Pana B.” to debiut literacki, czy może autor książki ukrywa się pod pseudonimem i jest to już książka któraś z kolei. Inny główkował, kim jest autorka – czy ma coś do czynienia z podejmowanym w powieści tematem psychologii uzależnień, czy po prostu zrobiła dobry research. Poza tym, Sara Leiss? „A czy to polskie nazwisko?”.
Kochani! Zamiast rozmyślać, warto zrobić własny research i spróbować się dowiedzieć, czyją książkę czytasz. Intryguje cię nazwisko autora, którego nigdy wcześniej nie czytałeś? Zastanawiasz się, czy jest fizjoterapeutą, bo tak szczegółowo opisał kontuzję nogi głównego bohatera? Czy lubi skoki ze spadochronem, bo przecież ten bohater też skacze…? Weź się dowiedz, kim jest ta osoba! Chyba, że wolisz przeczytać książkę i nacieszyć się interesującą opowieścią, a kwestię debiutu/researchu/pseudonimu odłożyć na półkę razem z lekturą. Polecam jednak bardziej się zainteresować. Zajrzeć na strony autorskie, poszukać nazwiska na portalach społecznościowych, cokolwiek. I nagle rozwiązanie zagadki staje się proste, kiedy czytasz jedno zdanie, z którego jasno wynika, że „Klinika Pana B.” to debiut literacki, w związku z którym autorka Sara Leiss ma „niezłego stracha”.
Po przeczytaniu tej książki również mam niezłego stracha… przed dentystami i uzależnieniami! Oraz przed tym, że tak naprawdę wszyscy mamy źle w głowach i bardzo, bardzo boimy się życia, przed którym uciekamy właśnie w uzależnienia.
Główną postacią w tej powieści jest M. – lekko znerwicowany stomatolog z Wrocławia, po godzinach pracy skaczący ze spadochronem z wieżowców. Ma dziewczynę, której nie szanuje, bo częściej rozmyśla o piersiach i pośladkach swoich pacjentek, niż o niej. Ma kota, którym się nie interesuje, a także, dziwnym zrządzeniem losu, ma obowiązek przejść terapię w klinice usytuowanej gdzieś w górach (zachodzę w głowę, dlaczego dopiero pod koniec książki autorka zdradziła nazwę miejscowości?).
Dyrektorem kliniki jest P.B. i jednocześnie terapeuta M. Pobyt M. w klinice okazuje się czystą abstrakcją pełną dziwnych, niefortunnych zdarzeń. W klinice poznajemy szereg postaci, począwszy od personelu, poprzez uzależnionych pacjentów, aż po osoby „z zewnątrz”. Czytelnik obserwuje więc przebieg terapii indywidualnej i grupowej.
Nie nazwałabym „Kliniki Pana B.” jedynie powieścią psychologiczną, ponieważ stężenie wydarzeń dziwnych i zalatujących fantastyką jest zbyt wysokie, nawet jak na opowieść osadzoną w domu wariatów. Przykładowo, rozmowy M. z zamieszkującym jego łazienkę pająkiem przypominały mi nieco „Chłopaków Anansiego” Neila Gaimana oraz dowcipy o pająkach. Również bohaterowie, jak P.B. oraz M.N. mogą na końcu okazać się kimś innym, niż tylko terapeutami lub mieszkańcami pobliskiego lasu.
Będzie kolejna część „Kliniki Pana B.”. Czy na nią czekam? Trudno stwierdzić. Z jednej strony jestem ciekawa, jak potoczą się losy M. Z drugiej, nie powiedziałabym, że książka jest tak dowcipna, jak obiecuje notka na okładce. Nie jest też według mnie kontrowersyjna. Zgodzę się natomiast, że jest to powieść na pograniczu kilku gatunków, dlatego każdy może w niej znaleźć coś dla siebie. Polecam nie tylko studentom psychologii i fanom fantastyki. Uważasz się za normalnego? Przeczytaj. Uważasz się za nienormalnego? Przeczytaj tym bardziej! 
 
Wydawnictwo Novae Res, 2015
Recenzja opublikowana na DlaLejdis.pl
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz