Czytałam
kilka recenzji tej książki. Jeśli moje słowa przeczytają inni
recenzenci, być może się teraz na mnie zdenerwują, ale
zaryzykuję.
Jeden
recenzent zastanawiał się, czy „Klinika Pana B.” to debiut
literacki, czy może autor książki ukrywa się pod pseudonimem i
jest to już książka któraś z kolei. Inny główkował, kim jest
autorka – czy ma coś do czynienia z podejmowanym w powieści
tematem psychologii uzależnień, czy po prostu zrobiła dobry
research. Poza tym, Sara Leiss? „A czy to polskie nazwisko?”.
Kochani!
Zamiast rozmyślać, warto zrobić własny research i spróbować się
dowiedzieć, czyją książkę czytasz. Intryguje cię nazwisko
autora, którego nigdy wcześniej nie czytałeś? Zastanawiasz się,
czy jest fizjoterapeutą, bo tak szczegółowo opisał kontuzję nogi
głównego bohatera? Czy lubi skoki ze spadochronem, bo przecież ten
bohater też skacze…? Weź się dowiedz, kim jest ta osoba! Chyba,
że wolisz przeczytać książkę i nacieszyć się interesującą
opowieścią, a kwestię debiutu/researchu/pseudonimu odłożyć na
półkę razem z lekturą. Polecam jednak bardziej się
zainteresować. Zajrzeć na strony autorskie, poszukać nazwiska na
portalach społecznościowych, cokolwiek. I nagle rozwiązanie
zagadki staje się proste, kiedy czytasz jedno zdanie, z którego
jasno wynika, że „Klinika Pana B.” to debiut literacki, w
związku z którym autorka Sara Leiss ma „niezłego stracha”.
Po
przeczytaniu tej książki również mam niezłego stracha… przed
dentystami i uzależnieniami! Oraz przed tym, że tak naprawdę
wszyscy mamy źle w głowach i bardzo, bardzo boimy się życia,
przed którym uciekamy właśnie w uzależnienia.
Główną
postacią w tej powieści jest M. – lekko znerwicowany stomatolog z
Wrocławia, po godzinach pracy skaczący ze spadochronem z wieżowców.
Ma dziewczynę, której nie szanuje, bo częściej rozmyśla o
piersiach i pośladkach swoich pacjentek, niż o niej. Ma kota,
którym się nie interesuje, a także, dziwnym zrządzeniem losu, ma
obowiązek przejść terapię w klinice usytuowanej gdzieś w górach
(zachodzę w głowę, dlaczego dopiero pod koniec książki autorka
zdradziła nazwę miejscowości?).
Dyrektorem
kliniki jest P.B. i jednocześnie terapeuta M. Pobyt M. w klinice
okazuje się czystą abstrakcją pełną dziwnych, niefortunnych
zdarzeń. W klinice poznajemy szereg postaci, począwszy od
personelu, poprzez uzależnionych pacjentów, aż po osoby „z
zewnątrz”. Czytelnik obserwuje więc przebieg terapii
indywidualnej i grupowej.
Nie
nazwałabym „Kliniki Pana B.” jedynie powieścią psychologiczną,
ponieważ stężenie wydarzeń dziwnych i zalatujących fantastyką
jest zbyt wysokie, nawet jak na opowieść osadzoną w domu wariatów.
Przykładowo, rozmowy M. z zamieszkującym jego łazienkę pająkiem
przypominały mi nieco „Chłopaków Anansiego” Neila Gaimana oraz
dowcipy o pająkach. Również bohaterowie, jak P.B. oraz M.N. mogą
na końcu okazać się kimś innym, niż tylko terapeutami lub
mieszkańcami pobliskiego lasu.
Będzie
kolejna część „Kliniki Pana B.”. Czy na nią czekam? Trudno
stwierdzić. Z jednej strony jestem ciekawa, jak potoczą się losy
M. Z drugiej, nie powiedziałabym, że książka jest tak dowcipna,
jak obiecuje notka na okładce. Nie jest też według mnie
kontrowersyjna. Zgodzę się natomiast, że jest to powieść na
pograniczu kilku gatunków, dlatego każdy może w niej znaleźć coś
dla siebie. Polecam nie tylko studentom psychologii i fanom
fantastyki. Uważasz się za normalnego? Przeczytaj. Uważasz się za
nienormalnego? Przeczytaj tym bardziej!
Wydawnictwo Novae Res, 2015
Recenzja opublikowana na DlaLejdis.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz