niedziela, 22 marca 2015

Książka: Dorota Gąsiorowska "Obietnica Łucji"

Niejedna pisarka udowodniła, że można zadebiutować w wieku 40 +. Debiutancka powieść Doroty Gąsiorowskiej to kolejny przykład tego, że nigdy nie jest za późno, żeby spełniać marzenia. Z pewnością powieść „Obietnica Łucji” jest spełnionym marzeniem Doroty Gąsiorowskiej.

W „Obietnicy Łucji” mamy do czynienia z typową dość sytuacją, której każdy na jakimś etapie życia doświadczył w mniejszym bądź większym stopniu. Ucieczka. Chęć ucieczki bierze się z poczucia pustki, nietolerowania własnej, osobistej historii, niepogodzenia z własnym losem. Ze smutku, zranionego serca, zawiedzionych nadziei, niespełnionych marzeń, traumy z dzieciństwa, braku miłości i akceptacji. Jedni uciekną w alkohol, inni na kozetkę psychologa, a Łucja? Łucja wybiera to, na co decyduje się wiele kobiet (również autorka powieści): ucieka z miasta na wieś, gdzie będzie musiała zastąpić kozaczki na obcasach ciepłymi śniegowcami.

W Różanym Gaju, wsi położonej gdzieś na Podkarpaciu, Łucja – serdeczna, uprzejma, ale nieco wycofana i pogubiona - zaczyna pracę jako nauczycielka w miejscowej szkole. I zaczyna się opowieść, która w polskiej rzeczywistości raczej nie miałaby miejsca. Wszystko jest zbyt bajkowe, w tej opowieści nie ma problemów „natury technicznej”. Zostać prawnym opiekunem osieroconej dziewczynki, mimo że nie jest się z nią spokrewnionym? Nic prostszego. Dostać posadę nauczycielki mimo braku doświadczenia w zawodzie? Dlaczego nie. Zamieszkać ze swoją uczennicą? Proszę, choćby jutro. Zakochać się w mężczyźnie, choć nie było się z nim na ani jednej randce? Też można.

Niemniej jednak po niektóre książki sięga się właśnie po to, aby oderwać się na chwilę od szarej codzienności, prawda? Jeśli spojrzeć na „Obietnicę Łucji” z tej strony, to nie mam nic do zarzucenia. Mnie skutecznie oderwała od głowy nabitej w ostatnich dniach przeprowadzką. Historia Łucji, jej stopniowe odnajdywanie się w małej mieścinie, pobudzający wyobraźnię wątek zabytkowego pałacu Kreiwetsów, zacieśniająca się relacja między Łucją a jej uczennicą Anią… Czytałam z przyjemnością i skupieniem, mimo że łatwo było przewidzieć kolejne wydarzenia i zbiegi okoliczności. Tym bardziej, że tytuł każdego rozdziału jasno mówi, jak potoczą się dalsze losy bohaterów książki. Można mieć także zastrzeżenia odnośnie do kreowania niektórych bohaterów, w szczególności Ani, która prawie zupełnie została pozbawiona dziewczęcego wdzięku. Jest dziewczynką nad wyrost dojrzałą, tak dojrzałą, że czytając dialogi między Łucją a Anią miałam wrażenie, że przysłuchuję się rozmowie dwóch dorosłych kobiet, a nie kobiety i uczennicy podstawówki.


Wszystkie te mankamenty mogą irytować, ale warto odpuścić i uznać, że jest to ot taka powieść obyczajowa o poszukiwaniu miłości, dotrzymywaniu tajemnic i mijaniu się z prawdą, wewnętrznej przemianie. Wtedy lektura stanie się przyjemna. Trochę wyciskacz łez, trochę lukier i miód. Do przeczytania w weekend idealna. Dorota Gąsiorowska w moim odczuciu pisze nieco podobnie do Anny Ficner-Ogonowskiej, autorki „Alibi na szczęście”, „Kroku do szczęścia” i „Zgody na szczęście”. Ficner-Ogonowska ma wiele oddanych czytelniczek. Czy Gąsiorowska również odniesie sukces? To się okaże :) 

Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o muzyce pojawiającej się w opowieści. Dzięki autorce książki poznałam subtelną muzykę zespołu Simplefields. Fortepian i męski wokal w roli głównej, polecam ;) 

Wydawnictwo Znak (Między Słowami), Kraków 2015

5 komentarzy:

  1. Chętnie przeczytam, ta książka kusi mnie już od jakiegoś czasu ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czuję przesyt literaturą kobiecą, więc tę książkę raczej odpuszczę :) Prędzej wybiorę jakiś kryminał albo sensację :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z kryminałów to ja chyba w końcu po Miłoszewskiego sięgnę, na dobry początek. Bo raczej nie czytuję tego rodzaju literatury :)

      Usuń
  3. chętnie przeczytamy,pozrowionka

    OdpowiedzUsuń