Niejedna pisarka udowodniła, że można zadebiutować w wieku
40 +. Debiutancka powieść Doroty Gąsiorowskiej to kolejny przykład tego, że
nigdy nie jest za późno, żeby spełniać marzenia. Z pewnością powieść „Obietnica
Łucji” jest spełnionym marzeniem Doroty Gąsiorowskiej.
W „Obietnicy Łucji” mamy do czynienia z typową dość
sytuacją, której każdy na jakimś etapie życia doświadczył w mniejszym bądź
większym stopniu. Ucieczka. Chęć ucieczki bierze się z poczucia pustki,
nietolerowania własnej, osobistej historii, niepogodzenia z własnym losem. Ze
smutku, zranionego serca, zawiedzionych nadziei, niespełnionych marzeń, traumy
z dzieciństwa, braku miłości i akceptacji. Jedni uciekną w alkohol, inni na
kozetkę psychologa, a Łucja? Łucja wybiera to, na co decyduje się wiele kobiet (również autorka powieści): ucieka z
miasta na wieś, gdzie będzie musiała zastąpić kozaczki na obcasach ciepłymi
śniegowcami.
W Różanym Gaju, wsi położonej gdzieś na Podkarpaciu, Łucja –
serdeczna, uprzejma, ale nieco wycofana i pogubiona - zaczyna pracę jako
nauczycielka w miejscowej szkole. I zaczyna się opowieść, która w polskiej
rzeczywistości raczej nie miałaby miejsca. Wszystko jest zbyt bajkowe, w tej
opowieści nie ma problemów „natury technicznej”. Zostać prawnym opiekunem
osieroconej dziewczynki, mimo że nie jest się z nią spokrewnionym? Nic prostszego.
Dostać posadę nauczycielki mimo braku doświadczenia w zawodzie? Dlaczego nie. Zamieszkać
ze swoją uczennicą? Proszę, choćby jutro. Zakochać się w mężczyźnie, choć nie
było się z nim na ani jednej randce? Też można.
Niemniej jednak po niektóre książki sięga się właśnie po to,
aby oderwać się na chwilę od szarej codzienności, prawda? Jeśli spojrzeć na
„Obietnicę Łucji” z tej strony, to nie mam nic do zarzucenia. Mnie skutecznie
oderwała od głowy nabitej w ostatnich dniach przeprowadzką. Historia Łucji, jej
stopniowe odnajdywanie się w małej mieścinie, pobudzający wyobraźnię wątek
zabytkowego pałacu Kreiwetsów, zacieśniająca się relacja między Łucją a jej
uczennicą Anią… Czytałam z przyjemnością i skupieniem, mimo że łatwo było
przewidzieć kolejne wydarzenia i zbiegi okoliczności. Tym bardziej, że tytuł
każdego rozdziału jasno mówi, jak potoczą się dalsze losy bohaterów książki.
Można mieć także zastrzeżenia odnośnie do kreowania niektórych bohaterów, w
szczególności Ani, która prawie zupełnie została pozbawiona dziewczęcego
wdzięku. Jest dziewczynką nad wyrost dojrzałą, tak dojrzałą, że czytając
dialogi między Łucją a Anią miałam wrażenie, że przysłuchuję się rozmowie dwóch
dorosłych kobiet, a nie kobiety i uczennicy podstawówki.
Wszystkie te mankamenty mogą irytować, ale warto odpuścić i uznać,
że jest to ot taka powieść obyczajowa o poszukiwaniu miłości, dotrzymywaniu tajemnic
i mijaniu się z prawdą, wewnętrznej przemianie. Wtedy lektura stanie się
przyjemna. Trochę wyciskacz łez, trochę lukier i miód. Do przeczytania w
weekend idealna. Dorota Gąsiorowska w moim odczuciu pisze nieco podobnie do Anny
Ficner-Ogonowskiej, autorki „Alibi na szczęście”, „Kroku do szczęścia” i „Zgody
na szczęście”. Ficner-Ogonowska ma wiele oddanych czytelniczek. Czy Gąsiorowska
również odniesie sukces? To się okaże :)
Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o muzyce pojawiającej się w opowieści. Dzięki autorce książki poznałam subtelną muzykę zespołu Simplefields. Fortepian i męski wokal w roli głównej, polecam ;)
Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o muzyce pojawiającej się w opowieści. Dzięki autorce książki poznałam subtelną muzykę zespołu Simplefields. Fortepian i męski wokal w roli głównej, polecam ;)
Wydawnictwo Znak (Między Słowami), Kraków 2015
Chętnie przeczytam, ta książka kusi mnie już od jakiegoś czasu ;)
OdpowiedzUsuńPolecam :) Na Święta w sam raz!
UsuńCzuję przesyt literaturą kobiecą, więc tę książkę raczej odpuszczę :) Prędzej wybiorę jakiś kryminał albo sensację :)
OdpowiedzUsuńZ kryminałów to ja chyba w końcu po Miłoszewskiego sięgnę, na dobry początek. Bo raczej nie czytuję tego rodzaju literatury :)
Usuńchętnie przeczytamy,pozrowionka
OdpowiedzUsuń