A gdyby tak Meryl Streep zagrała rolę w… książce?
Bez zastanowienia mogę wymienić nazwiska moich
ulubionych żyjących aktorów: Nicholson, De Niro, DiCaprio, Firth. Gdyby
natomiast spytano mnie o ulubioną aktorkę, powiedziałabym: Meryl Streep! A
potem długo, długo nikt. Meryl jest moim numerem jeden.
Meryl Streep to pewniak, nie ma opcji, żeby film z
jej udziałem nazwać słabym, czy nawet przeciętnym. Postaci przez nią grane
wzruszają, motywują do działania, skłaniają do przemyśleń. Najcenniejszym
wyróżnieniem dla aktora jest chyba zdobycie Oscara, zatem Meryl może się czuć spełniona
zawodowo, jednak z pewnością byłoby jej miło, gdyby zobaczyła w księgarni
książkę pod tytułem „Klub filmowy Meryl Streep”.

Ekscytacja zmniejsza się, kiedy schemat zostaje
powielany. Jeśli tylko kojarzymy film, który kobiety właśnie oglądają, możemy
się łatwo domyślić, jak skończy się kolejny rozdział i jakie podejmą decyzje.
Przewidywalność jest denerwująca. Jeśli ktoś nie lubi życiowego rozmemłania, to
irytować mogą też bohaterki, które zanim podejmą jakąkolwiek decyzję, muszą
rozważyć wszystkie za i przeciw oraz posiłkować się wskazówkami niezawodnej
Meryl Streep.
Nazwa serii – Leniwa Niedziela – sugeruje, że „Klub Filmowy
Meryl Streep” to typowe czytadło. Rzeczywiście, umiejętności amerykańskiej
pisarki Mii March nie wybijają się ponad przeciętność. Mimo to książka jest mi
szczególnie bliska ze względu na promowanie filmów z wybitną aktorką. Już w
trakcie czytania zaczęłam nadrabiać filmowe zaległości. Przed sięgnięciem po
książkę obejrzyjcie omawiane w niej filmy (m.in. „Mamma Mia!”, „Sprawa Kramerów”,
„To skomplikowane”), bo spoilery w powieści mogą drażnić. Wniosek wyciągnięty z
„Klubu filmowego Meryl Streep”: zbyt mało gadam o filmach.
Świat Książki, Warszawa 2014
Recenzja opublikowana na DlaLejdis.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz