czwartek, 13 września 2012

Koncert: Nowe Brzmienie Kultu, 8 września 2012, Wrocław, Wyspa Słodowa.

Zastanawiałam się, czy pisać cokolwiek o tym koncercie, w końcu Kazik dał już tyle występów, że chyba wszystko o nim i jego koncertach zostało już napisane. Ale w końcu było to Nowe Brzmienie, czyli oprócz Kultu występowały także młode, dolnośląskie zespoły w repertuarze Kultu oraz własnym.

Impreza zaczęła się o 18. Myślę, że mieszkańcy okolic Wyspy Słodowej do późna nie położyli się spać. Już z dala słychać było dudnienie, tabuny ludzi zmierzały na koncert. Wejścia na wyspę pilnowali policjanci, którzy mieli trochę roboty: samochody parkujące w niewłaściwych miejscach, młodzież pijąca i śmiecąca puszkami po piwie. Osobista, smutna i przytłaczająca uwaga: widząc tych wszystkich nastolatków w koszulkach Led Zeppelin, poczułam się stara i jakaś taka… No, stara po prostu. Smutek, żal, paranoja, absurd i nonsens!

Na scenie grały zespoły – laureaci Muzycznej Bitwy Radia Wrocław: Fairy Tale Show, The Floorators, Snake Charmer, Behavior, Lady Perfect, Trzynasta w Samo Południe. Chcieliśmy kupić sobie piwo i usiąść przy rozstawionych namiotach, oglądać z odległości koncert. I tutaj nastąpiło jedno wielkie nieporozumienie: PIWO NA ŻETONY. Co to oznaczało? Stanie w olbrzymiej kolejce (około pół godziny) w celu kupienia owych żetonów, następnie ustawienie się w kolejnej kolejce, aby kupić piwo. Trzeci raz w kolejce stałam po koncercie, aby wymienić z powrotem żetony na kasę. Pewnie organizatorzy mieli z tego jakieś zyski, jednak osoby, które przyszły na koncert, musiały się sporo nadenerwować i naczekać, aby wypić małe, lane piwo, potocznie nazywane „sikami”. No cóż, dobra. Usiedliśmy na ławkach, mając nadzieję, że z tej, wprawdzie dość sporej odległości od sceny, będziemy jednak słyszeć koncert. Myliliśmy się, dochodziły do nas jedynie basy, szybko zresztą zagłuszone przez wesołe towarzystwo śpiewające hity, wątpliwie pasujące do repertuaru Kultu: „Jesteś szalona”, hicior z "Titanica", ale słyszałam też „Lunatyków” Dżemu, więc nie było tak źle. Na pewno wesoło :) Na scenie produkowały się zespoły grające utwory Kultu oraz swoje własne, ale namioty opustoszały dopiero wtedy, gdy na scenę wyszedł Kazik Staszewski.

Nie ma co się rozpisywać, jak zawsze Kult dał z siebie wszystko, interakcja z publicznością bardzo dobra, kawał porządnego grania. Zaskoczyło mnie, że Kazik kilka razy w złym momencie zaczął śpiewać, w tym znany każdemu utwór „Gdy nie ma dzieci”. Ale kogo by to obeszło, Kazik jest tak charyzmatyczny, że potrafi wszystko obrócić w żart. Robiło się coraz chłodniej, ale na scenie było gorąco, do tego stopnia, że wokalista ściągnął koszulkę i przez długi czas śpiewał przechadzając się z nagim torsem. Podziwiam faceta, który przez 30 lat koncertuje i ciągle daje radę, na dodatek słuchają go osoby w każdym wieku. Ponad dwie godziny grania zakończonego bisem. Czy tylko ja zauważyłam, że nawet bardzo dobry od samego początku koncert, największy entuzjazm budzi dopiero pod koniec, w trakcie bisów? Ludzi ogarnia wtedy jakieś pozytywne szaleństwo połączone ze smutkiem, że to już jest koniec. Lubię te chwile. Lubię, kiedy po kilkuminutowym aplauzie Artysta ponownie wychodzi na scenę :) Mimo, że Wyspa nie była zapełniona po brzegi, słychać było śpiew publiczności, a brawa kończące występ długo nie cichły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz