niedziela, 4 października 2015

Płyta: Maja Olenderek Esemble "Bubble Town", 2015

majaolenderek.com
Imię i nazwisko Mai Olenderek brzmi bardzo poetycko i melodyjnie. Taka też jest płyta „Bubble Town”. Poetycka, melodyjna… Oj, żeby tylko! Za tymi hasłami kryje się tajemniczy muzycznie świat, trudny do sklasyfikowania i opowiedzenia o nim wprost.


Album „Bubble Town” powstał między innymi dzięki pomocy darczyńców portalu PolakPotrafi.pl. Super, nie? Z całym szacunkiem dla działalności Karoliny Czarneckiej, która też prosiła o wsparcie na tej stronie, uważam, że muzyka Mai Olenderek i jej zespołu jest dużo lepszą propozycją, niż teledysk do „Hera, koka, hasz, LSD”.

Polacy są na tyle hojni, że wystarczyło nie tylko na dobrą produkcję płyty pod względem muzycznym, ale też na książeczkę z tekstami utworów oraz projekt okładki, która szczególnie przypadła mi do gustu. Mam ostatnio hopla na punkcie białej farby. Najchętniej wszystko pomalowałabym na biało: ściany, boazerię, krzesła; „mózg se pomaluj”. Na okładce jest czarno-biały portret Mai Olenderek, na około zamalowany białą farbą, widać nawet ślady pociągnięcia pędzla. Hurra!

We wspomnianej broszurze próżno szukać polskich tekstów, choć zespół polski. Maja śpiewa tylko po angielsku, i wcale nie słychać, że jest Polką. Jest to zaleta w myśl zasady: śpiewasz po angielsku – znaj angielski. Właśnie w tekstach kryje się ten tajemniczy świat. Są to poetycko opowiedziane historie, dosyć… senne. Często pojawiają się w nich sny, kołysanki, inny świat, noc i księżyc. Podobna jest też muzyka. Nostalgiczna, wywołująca czasem nutkę grozy, enigmatyczna. Nie znaczy to jednak, że usypiająca. Wręcz przeciwnie, w śpiewie Mai słyszę dramaturgię, granie na emocjach, wczuwanie się w opowiadaną historię, nawet aktorstwo i klimat nieco musicalowy. Barwa głosu piękna, subtelna, ale i zdecydowana. Najlepiej samemu usłyszeć:



Na płycie słychać szacunek do muzyki przez duże M: bogactwo instrumentów (gitary, akordeon, fortepian, bębny, charango*), umiejętność stworzenia niepowtarzalnego, enigmatycznego klimatu. Widać, że mamy do czynienia z profesjonalistami. Gdzieś czytałam, że w ich muzyce słychać odniesienia do twórczości Antony and the Johnsons. Rzeczywiście, gdyby muzycy Antony’ego Hogarty’ego spotkali się na jednej scenie z Maja Olenderek Ensemble, powstałaby przepiękna orkiestra, a duet Antony & Maja? Oj, to byłoby ogromne wzruszenie. Swoją drogą, wyobrażacie sobie, że Antony and the Johnsons to grupa, którą poleciła nam słuchać jedna pani dr na studiach?



Muzyka powinna wywoływać emocje i pobudzać wyobraźnię. Wiecie, słuchając utworu „Tree” wyobrażam sobie, że jestem nimfą leśną unoszącą się 5 centymetrów nad ziemią. Więc chyba wszystko działa tak, jak powinno :)

„Bubble Town” to album idealny na jesień. Dostałam płytę kilka miesięcy temu, ale dopiero teraz, kiedy wieczory dłuższe, a za oknem dywan ze spadających liści, orzechy włoskie i jabłka, czuję, że twórczość Maja Olenderek Ensemble „chwyciła” mnie doszczętnie właśnie w takich okolicznościach. Nie przy urlopowym, wakacyjnym fiu bździu. Przy dystyngowanej, spokojnej, śliwkowej jesieni. Polecam mocno!


* Słuchając świeżej muzyki, zawsze człowiek się czegoś nauczy. Charango to andyjski instrument strunowy, narodowy instrument Boliwii. Jak widać, w muzyce polskiej śpiewanej po angielsku też się sprawdza!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz