piątek, 4 stycznia 2013

Płyta: The Baseballs “Good ol’ Christmas”, Warner Music Group, 2012.

Mimo że Święta już za nami, chętnie wracam do tej płyty. Dlatego też dzielę się z Wami opinią o niej.


Jakiś czas temu świat zawojowało trzech przystojniaków śpiewających współczesne popowe hity, nadając im smaczek lat 60. „Hot’n’cold” i „Umbrella” w ich wykonaniu porywają do tańca skuteczniej niż oryginalne wykonania Katy Perry i Rihanny. The Baseballs idą za ciosem i wydają płytę z utworami świątecznymi.

Album „Good Ol’ Christmas” już od pierwszych chwil wprowadza ciepły nastrój i przywołuje uśmiech. Nieważne, czy właśnie ścierasz kurze, pieczesz pierniczki czy cieszysz się już kolacją wigilijną i odpoczynkiem. Wszystkie czynności stały się przyjemniejsze, kiedy śpiewali mi niemieccy wokaliści o głosach skradzionych chyba samemu Elvisowi Presleyowi.

Kolędy i utwory w ich wykonaniu nie są ckliwe ani przesłodzone, jak to często bywa. Słodkość oddajmy świątecznym smakołykom, a płycie przypiszmy tę zaletę, która sprawia, że mam ochotę uśmiechać się do siebie i do wszystkich wkoło. Nie wiem jak to nazwać, może pozostanę przy tym, że jest po prostu czarująca.

Jak przystało na świąteczne utwory, jest dużo skrzypiec i dzwoneczków, wszystkiego tego, co sprawia, że utwory nazywamy właśnie świątecznymi. Przyjemne jest to, że możemy nucić razem z The Baseballs – wszyscy znamy „Let it Snow”, „Driving home for Christmas” i „Rocking Around The Christmas Tree”. Pierwsze dwa utwory są spokojne, ale już przy trzecim słychać ten rock and roll, którego się spodziewałam, i w którym specjalizują się mężczyźni z The Baseballs. Fajnie mi się tańczyło i piekło ciasteczka przy „Little Drummer Boy”, „Rocking around the Christmas Tree” i „Ring Ring”. Nie zabrakło też nastrojowych kolęd, które były wspaniałym tłem do wieczerzy wigilijnej. Dawno nie słyszałam tak pięknego wykonania „Silent Night”, ubogiego w intrumentalia, ale bogatego w głosy, które wzruszają. Tak samo piękne są utwory „Father to a Child”, tradycyjna pieśń „O Holy Night” oraz „Dry Your Tears”, który według mnie nie jest piosenką świąteczną, a typowo miłosną. Końcówka płyty wyrywa z zadumy i znów nastraja do szybszego tupania nogą. Wszyscy kojarzymy polską wersję „Holidays are doming” („Coraz bliżej święta, coraz bliżej święta” dzięki reklamie telewizyjnej nuci co roku cała Polska…). The Baseballs żegnają się ze słuchaczami radosną piosenką o Reniferze Rudolfie.

Dołączona do płyty książeczka z tekstami utworów umożliwia śpiewanie z całą rodziną. Świetna alternatywa dla Kevina (nie mam nic przeciwko przygodom tego dzieciaka, ale ileż można?!) i dla nudnawych kolędowych propozycji telewizyjnych.

Ach, jakże czasem chciałabym się przenieść w lata 60., kiedy królowała taka muzyka… Dobrze, że mamy The Baseballs! Dzięki nim przenoszę się na tak długo, jak tylko chcę. Polecam tę płytę nie tylko na Święta, według mnie można jej słuchać w każdy czas.

Recenzja opublikowana na DlaLejdis.pl

3 komentarze:

  1. a ja tam zazdroszczę Kevinowi, bo zrobił w dzieciństwie coś, czego ja nigdy nie zrobiłam i bardzo teraz żałuję- zawsze chciałam zjechać na sankach po schodach :(:(:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zjechałam dupą po schodach, to prawie jak sanki, hm? :D Więc niczego mu nie zazdroszczę! Ewentualnie tej karty kredytowej rodziców :P

      Usuń
    2. ja się w sumie sturlałam. to prawie jak snowboard?! :D
      karta kredytowa byłąby też spoko :D

      Usuń