niedziela, 2 czerwca 2013

Koncert: The Colonists, 31.05.2013, Ząbkowice Śląskie

Każda okazja jest dobra, aby odwiedzić Ząbkowice Śląskie. To miasto kojarzy mi się z rodziną, między innymi z wujkiem – kolekcjonerem wszystkiego, od zegarów do starych żelazek. Choć prawdę mówiąc, jest to trochę oszukany kolekcjoner, bo wiele swoich „zdobyczy” rozdaje z radością członkom rodziny. Lubię nutkę tajemniczości miasta, które prawdopodobnie (mocno w to wierzę) było inspiracją powieści o Frankensteinie. Przecież zbieżność nazwy miasta z tytułem książki nie może być przypadkowa :D 




Lubię spacerować wokół ruin zamku. Nie wiem kiedy dokładnie zostały w dużym stopniu ogrodzone i opatrzone informacjami „GROZI WYPADKIEM”, ale pamiętam, że jako dziecko docierałam do wielu zakątków ruin. Lubię Krzywą wieżę, chociaż jeszcze nigdy nie udało mi się zrobić przy niej fajnego zdjęcia. Lubię Rynek, kawiarnię (nie pamiętam nazwy!), a od kilku dni także pizzerię (wyrażenie „ja nie dam rady zjeść!?” nabrało nowego znaczenia) oraz Ogródki Piwne.

Staroć z 2011 r. 
Han i Jutub spalają pizzę






















kawałek krzywej wieży od złej strony, bo rura ;)
Strażnik ruin. Ząbkowicki Kiciak





















No to teraz retrospekcja. W marcu byłam na koncercie Ukeje we wrocławskim klubie Puzzle. Damian był świetny, ale na jego występ byłam przygotowana. Prawdziwym objawieniem tamtego dnia byli The Colonists, supportujący Ukeje. Łoo Jezusie w Betlejem, nie znałam ich wcześniej, ale podczas koncertu wymieniałam porozumiewawcze spojrzenia z koleżanką wyrażające nic innego niż… no właśnie: „Łoo Jezusie w Betlejem, dobrzy są!”.

Ruszcie głową i skojarzcie te dwie nazwy: Ząbkowice Śląskie i The Colonists.

Rozmowa z Jutubem wyglądała mniej więcej tak:
J: Patrz, Koloniści grają. A nieee, to nie we Wrocławiu, w Ząbkowicach…
Han: No i co? To niedaleko. Może samochód nie zgaśnie po drodze [co zwykł robić od jakiegoś czasu w najmniej spodziewanych momentach]

Nie zgasł! 50 km przejechane bez szwanku, z Alice in Chains w głośnikach.

The Colonists grają już prawie 4 lata. Nie wiem, czy wypada ich zakwalifikować do zespołów grających rocka, jakich mnóstwo, znanych tylko w swoim mieście i okolicach. Powiedziałabym raczej, że jeszcze rok czy dwa, i wskoczą z półki supportowania Iry czy Ukeje na półkę grania przed zagranicznymi artystami przyjeżdżającymi do Polski. Według mnie Litza powinien się nimi zainteresować. Nie wiem po co, bo pewnie wcale go nie potrzebują do wybicia się, ale powinien, bo mam wrażenie, że czego się Friedrich nie dotknie, wszystko przemienia w złoto.

Nie, nie umiem robić lepszych zdjęć :D

The Colonists zagrali w swoim mieście charytatywnie. Tego dnia zbierano pieniądze na leczenie małego dzieciaczka chorego na białaczkę, o ile dobrze pamiętam. Koncert miał zacząć się około 20, ale był spory poślizg, co nie było fajne biorąc pod uwagę pogodę (koncert był na Rynku). Scena dość prowizoryczna, ale Colonists zaprezentowali się bezbłędnie – długie strojenie, oświetlenie, mikrofon z logo zespołu (ciekawe, ile kosztuje taki gadżet?), koszulki z logo. Perkusista pożyczył cylinder od Slasha, gitarzysta zdjął okulary i rozpuścił długie włosy i stał się innym człowiekiem (nie tylko faceci są wzrokowcami!). Zaczęło się przedstawienie o nazwie magnetyzm. Nieważne, że ledwo pomieścili się na scenie, i że pijacka śmietanka Ząbkowic pod sceną mogła rozpraszać wokalistę. Muzycy uzbroili się w miecze i tarcze, dali dobry koncert grając utwory z pierwszej płyty „Emotikona”, covery „Ona jest ze snu” Iry i „Zapal świeczkę” Dżemu zagrane z akcentem osobistym, dedykowane zmarłemu koledze, oraz nowszy materiał, np. „Tytani walczą”. A przy okazji, teledysk, żebyście mogli zobaczyć o czym mowa:

Na koncert wpadli członkowie równie ciekawego zespołu z Ząbkowic Śląskich – FairyTaleShow, finaliści ostatniej edycji Must Be The Music. Widziałam ich występ w zeszłym roku na Nowym Brzmieniu Kultu we Wrocławiu. Warto na nich zwrócić uwagę. Facebook mówi, że "data urodzenia" FTS to 14 lipca 2011, toż to niemowlęta przecież.

Po koncercie, bardzo zmarznięte, zabrałyśmy The Colonists do samochodu. W postaci płyty CD ;) Dostałyśmy ją w zamian za datek na leczenie Wiktorka. Layne Staley poszedł na chwilę w odstawkę, przyszedł Bolek i Lolek i podziwialiśmy "wiosenne ćwierkanie mew i szum wody w toalecie".


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz